Ale jak TACY ludzie mogą się na ten temat wypowiadać?! Jak mogą, skoro nigdy nie poczuli jak to jest? Jak to jest, gdy Cię wyśmiewają za to kim jesteś lub za to co robisz. Jak obrażają Cię na forum, nie troszcząc się o Twoją, już i tak zniszczoną psychikę. Jak to jest, gdy upokarzają Cię przed wszystkimi, kamerując obciachowe, a czasem też obleśne filmy z Tobą w roli głównej ... Nikt, kto nie przeżył takiego piekła nie może się wypowiadać na TEN temat.
Są też inne przypadki. Rozmaite historie, jednak te są najbardziej popularne. Gnębienie w szkole, problemy w domu, strata kogoś bliskiego ... Tak ... W dodatku ludzie otaczający Nas, Nas samobójców nie mają o niczym pojęcia. Widok na krzywdę drugiego człowieka przysłaniają im własne pragnienia, potrzeby. Rodzice myślą, że wszystko jest w porządku lub, że " to przez okres dojrzewania ". Gówno prawda! Nie dostrzegają problemów własnego dziecka, bo są zajęci pracą, lub samym sobą, albo sami są tym problemem ...
Nauczyciele również są ślepi, pozostawiając młodzieży " sprawy do załatwienia między sobą ". Jeśli już ingerują to najczęściej w ostateczności. A tak naprawdę: ZERO pomocy. Kompletnie zero. No, bo na pewno otrzymamy ją od rówieśników, którzy są najczęściej najgorszym wrogiem. Gorszym niż kolejny witający Nas poranek ...
A więc? W takim wypadku pozostaje Nam już tylko śmierć. No, bo cóż innego możemy zrobić?!
I wszyscy: psycholodzy, rodzice, opiekunowie mogą myśleć: " Czemu nie przyszedł, nie powiedział jaki ma problem? "
Ale przepraszam bardzo. Czy wtedy, jeszcze za Naszego życia, czy przed próbą samobójczą ktoś przyszedł i tak przejmował się Naszym losem?! Oczywiście w większości przypadków odpowiedź jest negatywna.
Ale inni, bardziej zapatrzeni w siebie ludzi potem mają pretensje. O co? A o to, że się zabiłeś, zostawiając w żałobie wielu swoich bliskich ... Hahaha, bardzo dobry żart. A o to, że mogłeś porozmawiać, a nie odbierać sobie życie " w tak młodym wieku "
" Całe życie przed Tobą! " ... Tak?! Ciekawe jakie życie? Z ciągłą świadomością, że coś z Tobą nie tak? Pod stałą opieką psychologa, który tak na prawdę nie ma o niczym pojęcia? Ze wspomnieniami świdrującymi Twoją głowę? Czy może ze świadomością, że kiedyś na pewno spotkasz swoich prześladowców?
Dziękuję bardzo za takie życie. Na pewno lepiej jest umrzeć niż dawać ludziom kolejne powody do wiecznych drwin. Tak, tak myślałam na samym początku. Mój tok rozumowania nie różnił się wcale od logiki innych samobójców. Teraz jest inaczej. Nie myślę już, że byłam odważna targając się na swoje życie. Sądzę, że życie to dar, którego nie można marnować. Przecież niektórym nie jest ono dane. I mimo przeciwności losu, powinno się je szanować. Bez względu na wszystko!
Kim jestem, żeby wypowiadać się na taki, a nie inny temat? Jestem Annabel West, była samobójczynią. Co było powodem, dla którego chciałam umrzeć? Strata chłopaka. Taa, niby nic takiego. Niby " kolejny wielki problem zakompleksionej nastolatki ". Nie! Straciłam chłopaka, ponieważ zaginął. Nasza miłość nas wypełniała i czułam się jak w bajce. Nigdy nie mogłam być szczęśliwsza, a tu z dnia na dzień go straciłam. Straciłam go bezpowrotnie, tak samo jak nadzieję na normalne życie. Zrozumiałam swój błąd dopiero, gdy opuściłam szpital i oddział intensywnej terapii. Musiałam się pogodzić z faktem, który stał się moją słabością. Walczyłam sama ze sobą, mimo żadnej motywacji. Żadnej osoby, dla której miałabym żyć. Lecz wtedy sobie postanowiłam. Być silną lub po prostu taką udawać ... Nieważne! Ważne jest to, by wierzyć, że gdzieś tam, może daleko, a może blisko jest osoba, dla której warto żyć. Jest osoba, dla której jesteśmy lub będziemy całym światem. Nieważne ile mielibyśmy na NIĄ czekać! W końcu nadzieja umiera ostatnia ...
Annabel West
dla tych, co nie mają w życiu żadnej ostoi ..."
Czytając te słowa zeszkliły mi się oczy. Właśnie mój szef odkrył ucieczkę Annabel. Nie minęło może pół godziny, a on już wysłał swoich ludzi, by przeszukali teren w poszukiwaniu dziewczyny. Miałem nadzieję, że zdążyła się gdzieś ukryć. Wykorzystując chwilowe zamieszanie wkradłem się do pokoju, w którym mieścił się gabinet doktora Ivana, w poszukiwaniu torebki Ann. Przeglądając jej zawartość zauważyłem trochę podniszczoną kartkę złożoną na cztery części. Gdy ją rozprostowałem moim oczom ukazał się list. List dla tych " co nie mają w życiu żadnej ostoi". Zanim jednak go przeczytałem zameldowałem się u Ivana, z propozycją, żebym też przeszukał część lasu. Zgodził się bez najmniejszego oporu, a ja postanowiłem, że poświęcę ten czas na przeczytanie zagadkowego listu. Teraz, gdy znałem już jego zwartość uznałem, że byłem ... nie, że jestem głupcem. Zostawiłem Annabel na pastwę losu, nie mając pojęcia co ona przechodzi. Jasne, że ją kochałem i chciałem dla niej jak najlepiej. Niestety mi nie wyszło ... Jednak nigdy nie wpadł bym na pomysł, że mogła z mojego powodu próbować popełnić samobójstwo. Dlaczego napisała ten list? Dlaczego postanowiła normalnie żyć? Ze względu na mnie? Nie, raczej nie. Najprawdopodobniej Annabel jest silniejsza niż myślałem. Spędziliśmy ze sobą tyle cudownych chwil, a ja nagle zniknąłem bez śladu. To musiało być dla niej ciosem nie do zniesienia. Szczególnie, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że ja żyję, mam się dobrze i baluję dniami i nocami. Chwila ... Teraz to wiedziała i na pewno poczuła się zdradzona. Mogła przecież być w gorszym stanie emocjonalnym niż jakieś pół roku temu! Rany! Ona mogła znów spróbować się zabić! Przecież muszę ją uratować! Koniecznie muszę ją znaleźć ... Stop! Nie mam takiej możliwości. Wyrwę się stąd dopiero, gdy będę musiał zawieźć do Vegas trzy tony marihuany. A nigdy nie wiadomo kiedy to się stanie. Chyba, że poprosi szefa, żeby stało się to jak najszybciej. Do tego czasu mógłby namierzyć Annabel, żeby po drodze ją zabrać. Uciekliby gdzieś za granicę i upozorowali swoją śmierć. Przecież to nie mogło być trudne i musiało się udać! Poza tym, to mogła być jedyna szansa. W jednym momencie podjąłem decyzję. Czym prędzej wróciłem się w stronę chaty, aby prosić szefa o jak najbliższy termin wykonania zlecenia.
- Waters? - zapytał podejrzliwie - Znalazłeś coś?
- Nie, szefie - wysapałem - Mam pytanie ... Czy termin tego zlecenia mógłby być jak najbliższy?
- Co tym razem kombinujesz? - zapytał szef groźniejszym tonem - Wiesz, że nie toleruję nieposłuszeństwa!
- Absolutnie nic - powiedziałem najbardziej niewinnym tonem na jaki mogłem sobie pozwolić - Po prostu ... chce szefowi jak najszybciej udowodnić na co mnie stać - powiedziałem. Brzmiało to trochę głupio, ale to była jedyna rzecz, która w tamtym momencie przyszła mi do głowy.
- Ostatnio nie byłeś skory do wykonania tego zadanie - powiedział nadal podejrzliwie doktor Ivan - Skąd ta nagła zmiana? Myślisz, że jeśli mi zaimponujesz podwyższę ci, i tak już wysoką stawkę? - podniósł jedną brew i uśmiechnął się fałszywie. Postanowiłem wykorzystać tę myśl.
- Tak - przyznałem i opuściłem głowę, udając, że to jest prawdziwy powód mojej prośby. Doktor zaśmiał się szczerze, ciesząc się, że potrafi zgadnąć cudze myśli i pragnienia.
- Nie dam ci więcej pieniędzy. Ale skoro tak bardzo chcesz mi zaimponować, dam ci do tego okazję. Jutro z samego rana możesz wyruszać. Postaram się, by wszystko było gotowe. W najmniejszych szczegółach - dodał bardziej do siebie niż do mnie, a następnie odwrócił się i odszedł. Nie spodziewałem się, że do następnego ranka doktor Ivan wszystko załatwi, ale trudno. Najważniejsze było to, że przyspieszy czas mojego działania. Ivan wyjechał, żeby wszystko załatwić, więc musiałem zlokalizować miejsce pobytu Annabel. Na elektronice znałem się jak nikt. Nie sprawiło mi żadnego kłopotu znalezienie Ann. Problem był inny. Ona była w szpitalu ... Od tygodnia. Poczułem olbrzymi niepokój, niestety nie mogłem przez to pozwolić, by coś poszło nie tak. Musiałem dopracować plan w najmniejszych szczegółach, a pomógł mi w tym George. W vanie, którym miałem przewieść towar był chip, dzięki któremu Ivan mógł obserwować moją trasę. Gdyby zobaczył, że zmierzam inną drogą lub co gorsza uciekam, znalazłby mnie bez trudu. Zabiłby mnie i Annabel. A na to nie mogłem pozwolić. George pomógł mi ustawić z góry trasę, którą niby będę jechał. Ivanowi wyświetli się to co chce widzieć, a nie prawdziwy podgląd mojej podróży. To mi mogło zapewnić bezpieczeństwo, ale nie na długo. Potem będę musiał zniknąć, razem z Annabel oczywiście, innym pojazdem i z innym paszportem. Fałszywą dokumentacją miał się zająć George. Z tego co ustaliliśmy wynikało, że wyśle mi pocztą nowe, podrobione paszporty i dowody osobiste do danego miasta, w którym miałem planowo się znaleźć mniej więcej dwadzieścia godzin od momentu wyjazdu. Wszystko było ustalone. Ufałem George'owi, ponieważ był najlepszym fałszerzem jakiego znałem. Poza tym teraz jest moim jedynym przyjacielem. Pełen dobrych przeczuć przeżyłem resztę dnia, a także noc. Jedynym moim problemem stanowiło zdrowie Annabel. Co jeśli nie mogłaby ruszyć w niebezpieczną podróż. Co jeśli znów przeszła próbę samobójczą? Co jeśli ...?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam, kochani! TO powstało niesamowicie niespodziewanie. Mam nadzieję, że się podoba, bo najpierw miałam dodać miniaturkę, a potem wpadłam na pomysł z listem i ... oto mamy rozdział. No więc tego, kończę. Czujecie ten ból, że kończą się wakacje?! Że trzeba iść za niecały tydzień do szkoły. BBBBBBaaaaaaaaaaaaaardzo cierpięęęęęęęę z tego powodu! Nie chce mi się! Serio, poszłabym sobie na urlop. No, ale cóż. Nie da się! :(((( Życzę Wam miłej końcówki wakacji i siły psychicznej jaki i fizycznej w nowym roku szkolnym.
Pa, pa!