środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział VII

" Czym jest samobójstwo? To poniekąd uciekanie od rzeczywistości i otaczających Nas problemów. Tak, uciekamy, bo nie mamy sił by walczyć z najgorszym wrogiem, jakim jest odrzucenie. Uciekamy od prawdziwego życia, ponieważ nie mamy w nim żadnego oparcia. Żadnej osoby, która pocieszyłaby, zrozumiała Nasz problem. Większość osób nie rozumie Nas, sądząc, że jesteśmy niezrównoważeni ... czy coś ... Nie rozumieją naszego cierpienia, ani tego, że nie mamy się do kogo zwrócić z prośbą o pomoc. Kiedyś próbowałam wyjaśnić pewnej dorosłej, i niby wykształconej osobie na czym polega logika samobójcy. Niestety wszystkie słowa, które wypowiedziałam przeleciały obok tej osoby obojętnie, nie trafiając do jej umysłu. Wtedy zrozumiałam, że nikt nie pojmie tego jak bardzo wstydzimy się mówić o naszych problemach. Jak bardzo czujemy się wtedy poniżeni.
Ale jak TACY ludzie mogą się na ten temat wypowiadać?!  Jak mogą, skoro nigdy nie poczuli jak to jest? Jak to jest, gdy Cię wyśmiewają za to kim jesteś lub za to co robisz. Jak obrażają Cię na forum, nie troszcząc się o Twoją, już i tak zniszczoną psychikę. Jak to jest, gdy upokarzają Cię przed wszystkimi, kamerując obciachowe, a czasem też obleśne filmy z Tobą w roli głównej ... Nikt, kto nie przeżył takiego piekła nie może się wypowiadać na TEN temat.
Są też inne przypadki. Rozmaite historie, jednak te są najbardziej popularne. Gnębienie w szkole, problemy w domu, strata kogoś bliskiego ... Tak ... W dodatku ludzie otaczający Nas, Nas samobójców nie mają o niczym pojęcia. Widok na krzywdę drugiego człowieka przysłaniają im własne pragnienia, potrzeby. Rodzice myślą, że wszystko jest w porządku lub, że " to przez okres dojrzewania ". Gówno prawda! Nie dostrzegają problemów własnego dziecka, bo są zajęci pracą, lub samym sobą, albo sami są tym problemem ...
Nauczyciele również są ślepi, pozostawiając młodzieży " sprawy do załatwienia między sobą ". Jeśli już ingerują to najczęściej w ostateczności. A tak naprawdę: ZERO pomocy. Kompletnie zero. No, bo na pewno otrzymamy ją od rówieśników, którzy są najczęściej najgorszym wrogiem. Gorszym niż kolejny witający Nas poranek ...
A więc? W takim wypadku pozostaje Nam już tylko śmierć. No, bo cóż innego możemy zrobić?!
I wszyscy: psycholodzy, rodzice, opiekunowie mogą myśleć: " Czemu nie przyszedł, nie powiedział jaki ma problem? "
Ale przepraszam bardzo. Czy wtedy, jeszcze za Naszego życia, czy przed próbą samobójczą ktoś przyszedł i tak przejmował się Naszym losem?! Oczywiście w większości przypadków odpowiedź jest negatywna.
Ale inni, bardziej zapatrzeni w siebie ludzi potem mają pretensje. O co? A o to, że się zabiłeś, zostawiając w żałobie wielu swoich bliskich ... Hahaha, bardzo dobry żart. A o to, że mogłeś porozmawiać, a nie odbierać sobie życie " w tak młodym wieku "
" Całe życie przed Tobą! "  ... Tak?! Ciekawe jakie życie? Z ciągłą świadomością, że coś z Tobą nie tak? Pod stałą opieką psychologa, który tak na prawdę nie ma o niczym pojęcia? Ze wspomnieniami świdrującymi Twoją głowę? Czy może ze świadomością, że  kiedyś na pewno spotkasz swoich prześladowców?
Dziękuję bardzo za takie życie.  Na pewno lepiej jest umrzeć niż dawać ludziom kolejne powody do wiecznych drwin. Tak, tak myślałam na samym początku. Mój tok rozumowania nie różnił się wcale od logiki innych samobójców. Teraz jest inaczej. Nie myślę już, że byłam odważna targając się na swoje życie. Sądzę, że życie to dar, którego nie można marnować. Przecież niektórym nie jest ono dane. I mimo przeciwności losu, powinno się je szanować. Bez względu na wszystko!
Kim jestem, żeby wypowiadać się na taki, a nie inny temat? Jestem Annabel West, była samobójczynią. Co było powodem, dla którego chciałam umrzeć? Strata chłopaka. Taa, niby nic takiego. Niby " kolejny wielki problem zakompleksionej nastolatki ". Nie! Straciłam chłopaka, ponieważ zaginął. Nasza miłość nas wypełniała i czułam się jak w bajce. Nigdy nie mogłam być szczęśliwsza, a tu z dnia na dzień go straciłam. Straciłam go bezpowrotnie, tak samo jak nadzieję na normalne życie. Zrozumiałam swój błąd dopiero, gdy opuściłam szpital i oddział intensywnej terapii. Musiałam się pogodzić z faktem, który stał się moją słabością. Walczyłam sama ze sobą, mimo żadnej motywacji. Żadnej osoby, dla której miałabym żyć. Lecz wtedy sobie postanowiłam. Być silną lub po prostu taką udawać ... Nieważne! Ważne jest to, by wierzyć, że gdzieś tam, może daleko, a może blisko jest osoba, dla której warto żyć. Jest osoba, dla której jesteśmy lub będziemy całym światem. Nieważne ile mielibyśmy na NIĄ czekać! W końcu nadzieja umiera ostatnia ...
Annabel West
dla tych, co nie mają w życiu żadnej ostoi ..."
 
 
Czytając te słowa zeszkliły mi się oczy. Właśnie mój szef odkrył ucieczkę Annabel. Nie minęło może pół godziny, a on już wysłał swoich ludzi, by przeszukali teren w poszukiwaniu dziewczyny. Miałem nadzieję, że zdążyła się gdzieś ukryć. Wykorzystując chwilowe zamieszanie wkradłem się do pokoju, w którym mieścił się gabinet doktora Ivana, w poszukiwaniu torebki Ann. Przeglądając jej zawartość zauważyłem trochę podniszczoną kartkę złożoną na cztery części. Gdy ją rozprostowałem moim oczom ukazał się list. List dla tych " co nie mają w życiu żadnej ostoi". Zanim jednak go przeczytałem zameldowałem się u Ivana, z propozycją, żebym też przeszukał część lasu. Zgodził się bez najmniejszego oporu, a ja postanowiłem, że poświęcę ten czas na przeczytanie zagadkowego listu. Teraz, gdy znałem już jego zwartość uznałem, że byłem ... nie, że jestem głupcem. Zostawiłem Annabel na pastwę losu, nie mając pojęcia co ona przechodzi. Jasne, że ją kochałem i chciałem dla niej jak najlepiej. Niestety mi nie wyszło ... Jednak nigdy nie wpadł bym na pomysł, że mogła z mojego powodu próbować popełnić samobójstwo. Dlaczego napisała ten list? Dlaczego postanowiła normalnie żyć? Ze względu na mnie? Nie, raczej nie. Najprawdopodobniej Annabel jest silniejsza niż myślałem. Spędziliśmy ze sobą tyle cudownych chwil, a ja nagle zniknąłem bez śladu. To musiało być dla niej ciosem nie do zniesienia. Szczególnie, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że ja żyję, mam się dobrze i baluję dniami i nocami. Chwila ... Teraz to wiedziała i na pewno poczuła się zdradzona. Mogła przecież być w gorszym stanie emocjonalnym niż jakieś pół roku temu! Rany! Ona mogła znów spróbować się zabić! Przecież muszę ją uratować! Koniecznie muszę ją znaleźć ... Stop! Nie mam takiej możliwości. Wyrwę się stąd dopiero, gdy będę musiał zawieźć do Vegas trzy tony marihuany. A nigdy nie wiadomo kiedy to się stanie. Chyba, że poprosi szefa, żeby stało się to jak najszybciej. Do tego czasu mógłby namierzyć Annabel, żeby po drodze ją zabrać. Uciekliby gdzieś za granicę i upozorowali swoją śmierć. Przecież to nie mogło być trudne i musiało się udać! Poza tym, to mogła być jedyna szansa. W jednym momencie podjąłem decyzję. Czym prędzej wróciłem się w stronę chaty, aby prosić szefa o jak najbliższy termin wykonania zlecenia.
- Waters? - zapytał podejrzliwie - Znalazłeś coś?
- Nie, szefie - wysapałem - Mam pytanie ... Czy termin tego zlecenia mógłby być jak najbliższy?
- Co tym razem kombinujesz? - zapytał szef groźniejszym tonem - Wiesz, że nie toleruję nieposłuszeństwa!
- Absolutnie nic - powiedziałem najbardziej niewinnym tonem na jaki mogłem sobie pozwolić - Po prostu ... chce szefowi jak najszybciej udowodnić na co mnie stać - powiedziałem. Brzmiało to trochę głupio, ale to była jedyna rzecz, która w tamtym momencie przyszła mi do głowy.
- Ostatnio nie byłeś skory do wykonania tego zadanie - powiedział nadal podejrzliwie doktor Ivan - Skąd ta nagła zmiana? Myślisz, że jeśli mi zaimponujesz podwyższę ci, i tak już wysoką stawkę? - podniósł jedną brew i uśmiechnął się fałszywie. Postanowiłem wykorzystać tę myśl.
- Tak - przyznałem i opuściłem głowę, udając, że to jest prawdziwy powód mojej prośby. Doktor zaśmiał się szczerze, ciesząc się, że potrafi zgadnąć cudze myśli i pragnienia.
- Nie dam ci więcej pieniędzy. Ale skoro tak bardzo chcesz mi zaimponować, dam ci do tego okazję. Jutro z samego rana możesz wyruszać. Postaram się, by wszystko było gotowe. W najmniejszych szczegółach - dodał bardziej do siebie niż do mnie, a następnie odwrócił się i odszedł. Nie spodziewałem się, że do następnego ranka doktor Ivan wszystko załatwi, ale trudno. Najważniejsze było to, że przyspieszy czas mojego działania. Ivan wyjechał, żeby wszystko załatwić, więc musiałem zlokalizować miejsce pobytu Annabel. Na elektronice znałem się jak nikt. Nie sprawiło mi żadnego kłopotu znalezienie Ann. Problem był inny. Ona była w szpitalu ... Od tygodnia. Poczułem olbrzymi niepokój, niestety nie mogłem przez to pozwolić, by coś poszło nie tak. Musiałem dopracować plan w najmniejszych szczegółach, a pomógł mi w tym George. W vanie, którym miałem przewieść towar był chip, dzięki któremu Ivan mógł obserwować moją trasę. Gdyby zobaczył, że zmierzam inną drogą lub co gorsza uciekam, znalazłby mnie bez trudu. Zabiłby mnie i Annabel. A na to nie mogłem pozwolić. George pomógł mi ustawić z góry trasę, którą niby będę jechał. Ivanowi wyświetli się to co chce widzieć, a nie prawdziwy podgląd mojej podróży. To mi mogło zapewnić bezpieczeństwo, ale nie na długo. Potem będę musiał zniknąć, razem z Annabel oczywiście, innym pojazdem i z innym paszportem. Fałszywą dokumentacją miał się zająć George. Z tego co ustaliliśmy wynikało, że wyśle mi pocztą nowe, podrobione paszporty i dowody osobiste do danego miasta, w którym miałem planowo się znaleźć mniej więcej dwadzieścia godzin od momentu wyjazdu. Wszystko było ustalone. Ufałem George'owi, ponieważ był najlepszym fałszerzem jakiego znałem. Poza tym teraz jest moim jedynym przyjacielem. Pełen dobrych przeczuć przeżyłem resztę dnia, a także noc. Jedynym moim problemem stanowiło zdrowie Annabel. Co jeśli nie mogłaby ruszyć w niebezpieczną podróż. Co jeśli znów przeszła próbę samobójczą? Co jeśli ...?
 
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Witam, kochani! TO powstało niesamowicie niespodziewanie. Mam nadzieję, że się podoba, bo najpierw miałam dodać miniaturkę, a potem wpadłam na pomysł z listem i ... oto mamy rozdział. No więc tego, kończę. Czujecie ten ból, że kończą się wakacje?! Że trzeba iść za niecały tydzień do szkoły. BBBBBBaaaaaaaaaaaaaardzo cierpięęęęęęęę z tego powodu! Nie chce mi się! Serio, poszłabym sobie na urlop. No, ale cóż. Nie da się! :(((( Życzę Wam miłej końcówki wakacji i  siły psychicznej jaki i fizycznej w nowym roku szkolnym.
Pa, pa!

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział VI

Po rozmowie z panią Tessy Blaze omówiłam z nią wszelkie szczególy. Miała zapewnić mi schronienie w zamian za pomoc w prowadzeniu baru. Oczywiscie się zgodziłam, ponieważ wycieranie stolików czy podawanie zamówień nie mogło się równać z ofiarowanym mi noclegiem i wyżywieniem. Zaczęłam niemal od razu. Praca nie sprawiała mi trudu, ale skutecznie pomagała zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Mniej więcej o godzinie czwartej po południu pani Blaze kazała mi zakończyć pracę. Ulżyło mi, ponieważ byłam bardzo zmęczona. Oczy mi się same zamykały. Matka Charlie'ego zaprowadziła mnie do swojego auta i, uprzednio zamykając bar, wyjechała z miasteczka. Miarowe buczenie silnika samochodu uspało mnie. Obudziłam się dopiero kilka godzin później, gdy Tessy Blaze parkowała auto przed niewielkim domkiem. Ziewnęłam szeroko i przeciągnęłam się. Wysiadłam z auta i czekałam, żeby moja przewodniczka zrobiła to samo. Po chwili udałam się za nią na teren posesji. Nie miałam ochoty na oglądanie domku z zewnątrz jak również jego wewnętrznego wystroju. Byłam zmęczona i jedyne czego pragnęłam to gorącej kąpieli i przynajmniej ośmiu godzin snu. Nawet nie wiem kiedy pani domu pokazała mi pokój, który miałam zająć. Dała mi do ręki ręcznik i jakieś ciuchy na przebranie, po czym kazała mi się wykąpać. Drzwi do łazienki prowadziły prosto z pokoju. Napuściłam gorącej wody do wanny i wlałam do niej jakiś ładnie pachnący płyn. Weszłam do wanny i westchnęłam głośno. Nareszcie mogłam chwilę odpocząć. Moje zmęczone mięśnie powoli się odprężały. Postanowiłam przemyśleć sobie wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin, lecz gdy tylko przypominałam sobie rozmowę z moją przyjaciółką zbierało mi się na płacz. W końcu stwierdziłam, że jak na jeden dzień zbyt dużo przeżyłam i czas odpocząć. Nie myślałam o tym wiecej. Jutro przecież mogłam do tego wrócić na spokojnie. Siedziałam w wannie dopóki woda się nie ochłodziła. A na koniec umyłam szybko włosy. Skończyłam kąpiel, spuszczając wcześniej napuszczoną wodę. Dostałam gęsiej skórki, więc czym prędzej owinęłam się ręcznikiem. Drugim wytarłam włosy i pozwoliłam im swobodnie opaść na plecy. Ubrałam się w rzeczy od pani Blaze. Pasowały jak ulał. Nawet nie zwróciłam uwagi co mam na sobie, ponieważ od razu wyszłam z łazienki, kierując się w stronę lóżka. Na półeczce obok leżała kosmetyczka z rzeczami, które mogłyby mi się przydać. Nie zważałam na to. Natychmiast padłam na lóżko zapadając w głęboki sen.

~*~
 
Obudziły mnie jesienne promienie słońca, wdzierające się przez zasłony na oknach. Otworzyłam oczy i ziewnęłam. Chwilę leżałam jeszcze w łóżku i tępo wpatrywałam się przed siebie. Nie pamiętałam nic z poprzedniego dnia. Wspomnienia wróciły dopiero później, gdy wstałam i powlekłam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam w swoje odbicie. Podgrążone oczy, nienaturalna bladość, rozczochrane włosy. Wyglądałam fatalnie ... Nie, o wiele gorzej. Brakowało mi słów, żeby opisać swój stan. Postanowiłam się nieco rozejrzeć, a później doprowadzić się do porządku. Łazienka była nieduża i tradycyjnie urządzona. Wyszłam z niej i rozejrzałam się po pokoju. Nie był wielki. Naprzeciw drzwi do łazienki stała spora szafa, obok były drzwi prowadzące na korytarz. Przy kolejnej ścianie stało duże, podwójne łóżko, a naprzeciw niego był balkon, na który postanowiłam wyjść. Przechodząc, dotknęłam palcami delikatnego materiału widzącego na oknie. Były to prześliczne, brązowe firany marszczone w wielu miejscach. Śmiało otworzyłam balkon. Natychmiast uderzył we mnie powiew jesiennego wiatru. Wzięłam głęboki wdech. Chłodne, poranne powietrze napełniło moje płuca. Przeszłam na boso dwa kroki, stąpając po zimnych kafelkach i dotknęłam dłońmi metalowej balustrady. Była śliczna. Pełna zawijasów i drobnych wyrzeźbionych listków. Przede mną rozpościerał się piękny widok. Duży ogród pełen drzew, z których spadały pierwsze liście, kwiatów, których woń nie była już zapewne tak mocna jak wiosną, ale jednak dochodził do mnie zapach późno kwitnących roślinek ... Tak, to było zdecydowanie cudowne miejsce. Takie magiczne. Postanowiłam odwiedzić ten ogród i powiedzieć w nim chwilę. Na jednej z wielu ławeczek stojących przy alejkach. Dostrzegłam także starą, acz zadbaną huśtawkę na jedną osobę. Miejsce, można by rzec, prosto z raju ...
Odwróciłam się z powrotem w stronę pokoju i weszłam do niego. Otworzyłam szeroko drzwi prowadzące na korytarz i wyjrzałam przez nie. Znajdowałam się na pietrze, a z dołu dochodził zapach smażonych tostów. Podążając za smacznym zapachem dotarłam do kuchni.
- Dzień dobry, pani Blaze - przywitałam wesoło krzątającą się kobietę.
- Oh! Annabel - spojrzała na mnie przez ramię, po czym znów zaczęła wycierać blat kuchni - Jak się spało? Mam nadzieję, że nareszcie odpoczęłaś?
- Tak, dziękuję - powiedziałam niepewnie i podrapałam się w kark - Pani nie w pracy?
- Dziecko! Przecież dzisiaj niedziela! - wykrzyknęła i odwróciła się do mnie mierząc mnie surowym wzrokiem. Lustrowała mnie z góry do dołu, nieco dłużej zatrzymując się na twarzy - Fatalnie wyglądasz. Lepiej coś zjedz, a potem pomogę doprowadzić ci się do porządku - powiedziała troskliwym tonem. Posłusznie usiadłam na najbliższym krześle, stojącym przy czteroosobowym stole. Pani domu postawiła przede mną talerz z parującymi tostami, dzban z herbatą, pusty kubek i słoik dżemu truskawkowego.
- Oh, dziękuję - powiedziałam nieśmiało - Umieram z głodu ...
W ciszy zjadłam śniadanie, a potem udałam się za panią domu do jej pokoju. Wyciągnęła dla mnie z szafy obcisłe dżinsy i czarny top.
- Jutro z rana pojedziemy na zakupy, a tymczasem ubierz się w to. Powinno być dobre ... - powiedziała pani Blaze, podając mi ciuchy. Potem zlustrowała mnie z góry do dołu.
Poszłam się ubrać. Tak jak mówiła pani Tessy Blaze, ubrania pasowały jak ulał. Potem musiałam popracować trochę nad dobrym wyglądem mojej twarzy. Z kosmetyczki, którą zauważyłam już poprzedniego wieczoru, wyjęłam potrzebne przybory. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i uczesałam włosy w wyskoki koński ogon. Wyglądałam nawet nieźle. Gorzej było z samopoczuciem. Teraz mogłam przemyśleć wszystko na spokojnie. Wyciągnęłam z kieszeni wczorajszych spodni zapomnianą żyletkę. Zawsze mi towarzyszyła. Nosiłam ją przy sobie od momentu, kiedy zniknął Dan. Wtedy użyłam jej po raz pierwszy. Moja próba samobójcza skończyła się tygodniem w szpitalu ... Potem z niej nie korzystałam, ale zawsze wyciągałam ją, gdy musiałam coś przemyśleć. Pozwalała mi ułożyć myśli w jakiś sensowny sposób. Teraz też jej potrzebowałam. Wyszłam na balkon w moim tymczasowym pokoju, usiadłam na chłodnych kafelkach, a nogi przełożyłam przez barierkę, tak, by zwisały. Głowę oparłam o zimne jej pręty. Zaczęłam analizować wydarzenia zaczynając od znalezienia w parku Jasmine. To wszystko było ze sobą dziwnie powiązane. Nadal tego nie rozumiałam. Wspominałam po kolei każdą chwilę, w której byłam uczestnikiem. Dotarłam do momentu rozmowy szpitalnej z moją przyjaciółką i łzy stanęły mi w oczach. Czym Jasmine zasłużyła sobie na tak okrutny los?! Czym ja sobie zasłużyłam?! Przecież nie miałam z tymi ludźmi nic wspólnego. Nie handlowałam narkotykami, nie byłam nic dłużna Ivanowi, a tym bardziej nie znałam żadnego z tych przestępców. No ... może poza Danem. Ale nadal nie byłam niczego pewna. Co prawda matka Charlie'ego opowiedziała mi wyraźnie historię, z której wynikało, że chłopcy będąc na biwaku postanowili trochę się zabawić, nie zważając na konsekwencje, ale ... Chciałam to wszystko usłyszeć z ust Dana. Wiedziałam, że to zaboli i złamie mi serce. Musiałam uodpornić się na ból. Właśnie, Dan ... Gdy tylko wspomniałam porwanie i ... spotkanie Dana, łzy bez opamiętania płynęły mi po twarzy. Spotkanie z nim bardzo bolało. Zranił mnie, ale jego historia mogła sprawić mi jeszcze większy ból. Przez ten cały czas myślałam, że nie żyje, a okazało się, że zachciało mu się przeżyć przygodę. Z rozpaczy, że go już nigdy nie zobaczę, pół roku temu chciałam popełnić samobójstwo. To, że mnie uratowali było czystym przypadkiem. Gdyby moi rodzice wrócili do domu tak, jak zaplanowali, nie było by mnie już na tym świecie ... Tak byłoby najlepiej. Mimo radości jaka przepełniła mnie widząc ukochanego, wątpię bym kiedykolwiek żałowała bezsensownej próby samobójczej. Nagle moje serce wypełnił ogromny ból. Chyba już nigdy nie zaufam żadnemu chłopakowi. Nie, poprawka. Nie zaufam już nikomu. Żadnej żywej istocie. Wszyscy mnie okłamali. Jasmine, Dan ... Te osoby dla mnie ważne. Te, na których mi najbardziej zależało. Otarłam załzawione policzki i wzięłam głęboki wdech, lecz nawet to nie pomogło. Słona ciecz znów zaczęła wypływać mi z opuchniętych oczu. Mimo złości jaka mnie ogarnęła, nie chciałam krzyczeć, ani zerwać kontaktu z Jasmine, czy uciekać przed Danem ... Musiałam ... chciałam im pomóc. Taka była moja natura. Naprawdę chciałam, lecz nie odnalazłam w sobie tej wewnętrznej siły, która zawsze mnie wypełniała ...
Nawet nie zauważyłam, gdy żyletką przejechałam po wewnętrznej stronie lewego przedramienia, mniej więcej dziesięć centymetrów pod nadgarstkiem. Przecięłam przynajmniej jedną żyłę, ponieważ z rany zaczęła się sączyć ciemnoczerwona krew. Zrobiłam kolejne nacięcie. Coraz więcej krwi ... Zaczęła mi skapywać na spodnie, robiąc duże czerwone plamy. Wpatrywałam się w ten widok z niemym zachwytem. Na mojej twarzy wykwitł błogi uśmiech, gdy przejechałam ostrym narzędziem po raz kolejny. Poczułam piekący ból, ale to dawało mi satysfakcję. Już nie pamiętałam powodu mojego zachowania. Robiłam kolejne nacięcia, chcąc się pozbyć nieznośnego bólu psychicznego. To było ukojeniem. Tym bardziej, że chwilę później oczy zasłoniła mi biała mgiełka i odpłynęłam. Nie wiem czy na zawsze czy być może na krótszy czas. W głębi duszy pragnęłam, żeby to był mój koniec. Żebym nie musiała już przeżywać tego piekła, które towarzyszyło mi od paru dni. Tak bardzo chciałam umrzeć. Tak, to była ostatnia rzecz, którą pomyślałam. Ostatnia rzecz, którą zarejestrowały moje zmysły ...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć miśki!
Możecie być niezadowoleni, ale to wszystko na co mnie aktualnie stać. Wróciłam do domu, więc mam nadzieję, że moja wena także wróci z nieplanowanego urlopu. Tak, nawet ja nie spodziewałam się, że zacznę pisać o samobójstwie. Najpierw miałam jakiś taki BUUUM, że napisałam sobie wstępną miniaturkę, a potem TA DAAAN powstał rozdział. Oczywiście liczę na komentarze:*
Baj baj!!!!