~*~
Obudziły mnie jesienne promienie słońca, wdzierające się przez zasłony na oknach. Otworzyłam oczy i ziewnęłam. Chwilę leżałam jeszcze w łóżku i tępo wpatrywałam się przed siebie. Nie pamiętałam nic z poprzedniego dnia. Wspomnienia wróciły dopiero później, gdy wstałam i powlekłam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam w swoje odbicie. Podgrążone oczy, nienaturalna bladość, rozczochrane włosy. Wyglądałam fatalnie ... Nie, o wiele gorzej. Brakowało mi słów, żeby opisać swój stan. Postanowiłam się nieco rozejrzeć, a później doprowadzić się do porządku. Łazienka była nieduża i tradycyjnie urządzona. Wyszłam z niej i rozejrzałam się po pokoju. Nie był wielki. Naprzeciw drzwi do łazienki stała spora szafa, obok były drzwi prowadzące na korytarz. Przy kolejnej ścianie stało duże, podwójne łóżko, a naprzeciw niego był balkon, na który postanowiłam wyjść. Przechodząc, dotknęłam palcami delikatnego materiału widzącego na oknie. Były to prześliczne, brązowe firany marszczone w wielu miejscach. Śmiało otworzyłam balkon. Natychmiast uderzył we mnie powiew jesiennego wiatru. Wzięłam głęboki wdech. Chłodne, poranne powietrze napełniło moje płuca. Przeszłam na boso dwa kroki, stąpając po zimnych kafelkach i dotknęłam dłońmi metalowej balustrady. Była śliczna. Pełna zawijasów i drobnych wyrzeźbionych listków. Przede mną rozpościerał się piękny widok. Duży ogród pełen drzew, z których spadały pierwsze liście, kwiatów, których woń nie była już zapewne tak mocna jak wiosną, ale jednak dochodził do mnie zapach późno kwitnących roślinek ... Tak, to było zdecydowanie cudowne miejsce. Takie magiczne. Postanowiłam odwiedzić ten ogród i powiedzieć w nim chwilę. Na jednej z wielu ławeczek stojących przy alejkach. Dostrzegłam także starą, acz zadbaną huśtawkę na jedną osobę. Miejsce, można by rzec, prosto z raju ...
Odwróciłam się z powrotem w stronę pokoju i weszłam do niego. Otworzyłam szeroko drzwi prowadzące na korytarz i wyjrzałam przez nie. Znajdowałam się na pietrze, a z dołu dochodził zapach smażonych tostów. Podążając za smacznym zapachem dotarłam do kuchni.
- Dzień dobry, pani Blaze - przywitałam wesoło krzątającą się kobietę.
- Oh! Annabel - spojrzała na mnie przez ramię, po czym znów zaczęła wycierać blat kuchni - Jak się spało? Mam nadzieję, że nareszcie odpoczęłaś?
- Tak, dziękuję - powiedziałam niepewnie i podrapałam się w kark - Pani nie w pracy?
- Dziecko! Przecież dzisiaj niedziela! - wykrzyknęła i odwróciła się do mnie mierząc mnie surowym wzrokiem. Lustrowała mnie z góry do dołu, nieco dłużej zatrzymując się na twarzy - Fatalnie wyglądasz. Lepiej coś zjedz, a potem pomogę doprowadzić ci się do porządku - powiedziała troskliwym tonem. Posłusznie usiadłam na najbliższym krześle, stojącym przy czteroosobowym stole. Pani domu postawiła przede mną talerz z parującymi tostami, dzban z herbatą, pusty kubek i słoik dżemu truskawkowego.
- Oh, dziękuję - powiedziałam nieśmiało - Umieram z głodu ...
W ciszy zjadłam śniadanie, a potem udałam się za panią domu do jej pokoju. Wyciągnęła dla mnie z szafy obcisłe dżinsy i czarny top.
- Jutro z rana pojedziemy na zakupy, a tymczasem ubierz się w to. Powinno być dobre ... - powiedziała pani Blaze, podając mi ciuchy. Potem zlustrowała mnie z góry do dołu.
Poszłam się ubrać. Tak jak mówiła pani Tessy Blaze, ubrania pasowały jak ulał. Potem musiałam popracować trochę nad dobrym wyglądem mojej twarzy. Z kosmetyczki, którą zauważyłam już poprzedniego wieczoru, wyjęłam potrzebne przybory. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i uczesałam włosy w wyskoki koński ogon. Wyglądałam nawet nieźle. Gorzej było z samopoczuciem. Teraz mogłam przemyśleć wszystko na spokojnie. Wyciągnęłam z kieszeni wczorajszych spodni zapomnianą żyletkę. Zawsze mi towarzyszyła. Nosiłam ją przy sobie od momentu, kiedy zniknął Dan. Wtedy użyłam jej po raz pierwszy. Moja próba samobójcza skończyła się tygodniem w szpitalu ... Potem z niej nie korzystałam, ale zawsze wyciągałam ją, gdy musiałam coś przemyśleć. Pozwalała mi ułożyć myśli w jakiś sensowny sposób. Teraz też jej potrzebowałam. Wyszłam na balkon w moim tymczasowym pokoju, usiadłam na chłodnych kafelkach, a nogi przełożyłam przez barierkę, tak, by zwisały. Głowę oparłam o zimne jej pręty. Zaczęłam analizować wydarzenia zaczynając od znalezienia w parku Jasmine. To wszystko było ze sobą dziwnie powiązane. Nadal tego nie rozumiałam. Wspominałam po kolei każdą chwilę, w której byłam uczestnikiem. Dotarłam do momentu rozmowy szpitalnej z moją przyjaciółką i łzy stanęły mi w oczach. Czym Jasmine zasłużyła sobie na tak okrutny los?! Czym ja sobie zasłużyłam?! Przecież nie miałam z tymi ludźmi nic wspólnego. Nie handlowałam narkotykami, nie byłam nic dłużna Ivanowi, a tym bardziej nie znałam żadnego z tych przestępców. No ... może poza Danem. Ale nadal nie byłam niczego pewna. Co prawda matka Charlie'ego opowiedziała mi wyraźnie historię, z której wynikało, że chłopcy będąc na biwaku postanowili trochę się zabawić, nie zważając na konsekwencje, ale ... Chciałam to wszystko usłyszeć z ust Dana. Wiedziałam, że to zaboli i złamie mi serce. Musiałam uodpornić się na ból. Właśnie, Dan ... Gdy tylko wspomniałam porwanie i ... spotkanie Dana, łzy bez opamiętania płynęły mi po twarzy. Spotkanie z nim bardzo bolało. Zranił mnie, ale jego historia mogła sprawić mi jeszcze większy ból. Przez ten cały czas myślałam, że nie żyje, a okazało się, że zachciało mu się przeżyć przygodę. Z rozpaczy, że go już nigdy nie zobaczę, pół roku temu chciałam popełnić samobójstwo. To, że mnie uratowali było czystym przypadkiem. Gdyby moi rodzice wrócili do domu tak, jak zaplanowali, nie było by mnie już na tym świecie ... Tak byłoby najlepiej. Mimo radości jaka przepełniła mnie widząc ukochanego, wątpię bym kiedykolwiek żałowała bezsensownej próby samobójczej. Nagle moje serce wypełnił ogromny ból. Chyba już nigdy nie zaufam żadnemu chłopakowi. Nie, poprawka. Nie zaufam już nikomu. Żadnej żywej istocie. Wszyscy mnie okłamali. Jasmine, Dan ... Te osoby dla mnie ważne. Te, na których mi najbardziej zależało. Otarłam załzawione policzki i wzięłam głęboki wdech, lecz nawet to nie pomogło. Słona ciecz znów zaczęła wypływać mi z opuchniętych oczu. Mimo złości jaka mnie ogarnęła, nie chciałam krzyczeć, ani zerwać kontaktu z Jasmine, czy uciekać przed Danem ... Musiałam ... chciałam im pomóc. Taka była moja natura. Naprawdę chciałam, lecz nie odnalazłam w sobie tej wewnętrznej siły, która zawsze mnie wypełniała ...
Nawet nie zauważyłam, gdy żyletką przejechałam po wewnętrznej stronie lewego przedramienia, mniej więcej dziesięć centymetrów pod nadgarstkiem. Przecięłam przynajmniej jedną żyłę, ponieważ z rany zaczęła się sączyć ciemnoczerwona krew. Zrobiłam kolejne nacięcie. Coraz więcej krwi ... Zaczęła mi skapywać na spodnie, robiąc duże czerwone plamy. Wpatrywałam się w ten widok z niemym zachwytem. Na mojej twarzy wykwitł błogi uśmiech, gdy przejechałam ostrym narzędziem po raz kolejny. Poczułam piekący ból, ale to dawało mi satysfakcję. Już nie pamiętałam powodu mojego zachowania. Robiłam kolejne nacięcia, chcąc się pozbyć nieznośnego bólu psychicznego. To było ukojeniem. Tym bardziej, że chwilę później oczy zasłoniła mi biała mgiełka i odpłynęłam. Nie wiem czy na zawsze czy być może na krótszy czas. W głębi duszy pragnęłam, żeby to był mój koniec. Żebym nie musiała już przeżywać tego piekła, które towarzyszyło mi od paru dni. Tak bardzo chciałam umrzeć. Tak, to była ostatnia rzecz, którą pomyślałam. Ostatnia rzecz, którą zarejestrowały moje zmysły ...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć miśki!
Możecie być niezadowoleni, ale to wszystko na co mnie aktualnie stać. Wróciłam do domu, więc mam nadzieję, że moja wena także wróci z nieplanowanego urlopu. Tak, nawet ja nie spodziewałam się, że zacznę pisać o samobójstwie. Najpierw miałam jakiś taki BUUUM, że napisałam sobie wstępną miniaturkę, a potem TA DAAAN powstał rozdział. Oczywiście liczę na komentarze:*
Baj baj!!!!
Odwróciłam się z powrotem w stronę pokoju i weszłam do niego. Otworzyłam szeroko drzwi prowadzące na korytarz i wyjrzałam przez nie. Znajdowałam się na pietrze, a z dołu dochodził zapach smażonych tostów. Podążając za smacznym zapachem dotarłam do kuchni.
- Dzień dobry, pani Blaze - przywitałam wesoło krzątającą się kobietę.
- Oh! Annabel - spojrzała na mnie przez ramię, po czym znów zaczęła wycierać blat kuchni - Jak się spało? Mam nadzieję, że nareszcie odpoczęłaś?
- Tak, dziękuję - powiedziałam niepewnie i podrapałam się w kark - Pani nie w pracy?
- Dziecko! Przecież dzisiaj niedziela! - wykrzyknęła i odwróciła się do mnie mierząc mnie surowym wzrokiem. Lustrowała mnie z góry do dołu, nieco dłużej zatrzymując się na twarzy - Fatalnie wyglądasz. Lepiej coś zjedz, a potem pomogę doprowadzić ci się do porządku - powiedziała troskliwym tonem. Posłusznie usiadłam na najbliższym krześle, stojącym przy czteroosobowym stole. Pani domu postawiła przede mną talerz z parującymi tostami, dzban z herbatą, pusty kubek i słoik dżemu truskawkowego.
- Oh, dziękuję - powiedziałam nieśmiało - Umieram z głodu ...
W ciszy zjadłam śniadanie, a potem udałam się za panią domu do jej pokoju. Wyciągnęła dla mnie z szafy obcisłe dżinsy i czarny top.
- Jutro z rana pojedziemy na zakupy, a tymczasem ubierz się w to. Powinno być dobre ... - powiedziała pani Blaze, podając mi ciuchy. Potem zlustrowała mnie z góry do dołu.
Poszłam się ubrać. Tak jak mówiła pani Tessy Blaze, ubrania pasowały jak ulał. Potem musiałam popracować trochę nad dobrym wyglądem mojej twarzy. Z kosmetyczki, którą zauważyłam już poprzedniego wieczoru, wyjęłam potrzebne przybory. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i uczesałam włosy w wyskoki koński ogon. Wyglądałam nawet nieźle. Gorzej było z samopoczuciem. Teraz mogłam przemyśleć wszystko na spokojnie. Wyciągnęłam z kieszeni wczorajszych spodni zapomnianą żyletkę. Zawsze mi towarzyszyła. Nosiłam ją przy sobie od momentu, kiedy zniknął Dan. Wtedy użyłam jej po raz pierwszy. Moja próba samobójcza skończyła się tygodniem w szpitalu ... Potem z niej nie korzystałam, ale zawsze wyciągałam ją, gdy musiałam coś przemyśleć. Pozwalała mi ułożyć myśli w jakiś sensowny sposób. Teraz też jej potrzebowałam. Wyszłam na balkon w moim tymczasowym pokoju, usiadłam na chłodnych kafelkach, a nogi przełożyłam przez barierkę, tak, by zwisały. Głowę oparłam o zimne jej pręty. Zaczęłam analizować wydarzenia zaczynając od znalezienia w parku Jasmine. To wszystko było ze sobą dziwnie powiązane. Nadal tego nie rozumiałam. Wspominałam po kolei każdą chwilę, w której byłam uczestnikiem. Dotarłam do momentu rozmowy szpitalnej z moją przyjaciółką i łzy stanęły mi w oczach. Czym Jasmine zasłużyła sobie na tak okrutny los?! Czym ja sobie zasłużyłam?! Przecież nie miałam z tymi ludźmi nic wspólnego. Nie handlowałam narkotykami, nie byłam nic dłużna Ivanowi, a tym bardziej nie znałam żadnego z tych przestępców. No ... może poza Danem. Ale nadal nie byłam niczego pewna. Co prawda matka Charlie'ego opowiedziała mi wyraźnie historię, z której wynikało, że chłopcy będąc na biwaku postanowili trochę się zabawić, nie zważając na konsekwencje, ale ... Chciałam to wszystko usłyszeć z ust Dana. Wiedziałam, że to zaboli i złamie mi serce. Musiałam uodpornić się na ból. Właśnie, Dan ... Gdy tylko wspomniałam porwanie i ... spotkanie Dana, łzy bez opamiętania płynęły mi po twarzy. Spotkanie z nim bardzo bolało. Zranił mnie, ale jego historia mogła sprawić mi jeszcze większy ból. Przez ten cały czas myślałam, że nie żyje, a okazało się, że zachciało mu się przeżyć przygodę. Z rozpaczy, że go już nigdy nie zobaczę, pół roku temu chciałam popełnić samobójstwo. To, że mnie uratowali było czystym przypadkiem. Gdyby moi rodzice wrócili do domu tak, jak zaplanowali, nie było by mnie już na tym świecie ... Tak byłoby najlepiej. Mimo radości jaka przepełniła mnie widząc ukochanego, wątpię bym kiedykolwiek żałowała bezsensownej próby samobójczej. Nagle moje serce wypełnił ogromny ból. Chyba już nigdy nie zaufam żadnemu chłopakowi. Nie, poprawka. Nie zaufam już nikomu. Żadnej żywej istocie. Wszyscy mnie okłamali. Jasmine, Dan ... Te osoby dla mnie ważne. Te, na których mi najbardziej zależało. Otarłam załzawione policzki i wzięłam głęboki wdech, lecz nawet to nie pomogło. Słona ciecz znów zaczęła wypływać mi z opuchniętych oczu. Mimo złości jaka mnie ogarnęła, nie chciałam krzyczeć, ani zerwać kontaktu z Jasmine, czy uciekać przed Danem ... Musiałam ... chciałam im pomóc. Taka była moja natura. Naprawdę chciałam, lecz nie odnalazłam w sobie tej wewnętrznej siły, która zawsze mnie wypełniała ...
Nawet nie zauważyłam, gdy żyletką przejechałam po wewnętrznej stronie lewego przedramienia, mniej więcej dziesięć centymetrów pod nadgarstkiem. Przecięłam przynajmniej jedną żyłę, ponieważ z rany zaczęła się sączyć ciemnoczerwona krew. Zrobiłam kolejne nacięcie. Coraz więcej krwi ... Zaczęła mi skapywać na spodnie, robiąc duże czerwone plamy. Wpatrywałam się w ten widok z niemym zachwytem. Na mojej twarzy wykwitł błogi uśmiech, gdy przejechałam ostrym narzędziem po raz kolejny. Poczułam piekący ból, ale to dawało mi satysfakcję. Już nie pamiętałam powodu mojego zachowania. Robiłam kolejne nacięcia, chcąc się pozbyć nieznośnego bólu psychicznego. To było ukojeniem. Tym bardziej, że chwilę później oczy zasłoniła mi biała mgiełka i odpłynęłam. Nie wiem czy na zawsze czy być może na krótszy czas. W głębi duszy pragnęłam, żeby to był mój koniec. Żebym nie musiała już przeżywać tego piekła, które towarzyszyło mi od paru dni. Tak bardzo chciałam umrzeć. Tak, to była ostatnia rzecz, którą pomyślałam. Ostatnia rzecz, którą zarejestrowały moje zmysły ...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć miśki!
Możecie być niezadowoleni, ale to wszystko na co mnie aktualnie stać. Wróciłam do domu, więc mam nadzieję, że moja wena także wróci z nieplanowanego urlopu. Tak, nawet ja nie spodziewałam się, że zacznę pisać o samobójstwie. Najpierw miałam jakiś taki BUUUM, że napisałam sobie wstępną miniaturkę, a potem TA DAAAN powstał rozdział. Oczywiście liczę na komentarze:*
Baj baj!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz