sobota, 26 lipca 2014

Rozdział V

Po krótkiej wymianie zdań ze staruszkiem siedziałam kilka minut w ciszy analizując wczorajszą noc. Nadal byłam pełna wątpliwości spoglądając w moją niedaleką przyszłość. Żadne z pytań, które postawiłam sobie wczoraj nie uzyskało wyczekiwanej odpowiedzi. Po niespełna godzinie ujrzałam na horyzoncie zarysy jakiejś miejscowości. Najpierw spomiędzy drzew zaczęły wyłaniać się pojedyncze promienie słońca. Las przestał wydawać się taki straszny. Zrobiło się jaśniej i przyjemniej. Delikatny chłód, który dotychczas odczuwałam, przestał mi doskwierać. Zaczynałam dostrzegać urok tego miejsca. Gdy po pewnym czasie zaczęły zanikać drzewa ustępując miejsca łąkom, ujrzałam pierwsze zabudowania. Czerwone dachy jednorodzinnych domków błyszczały się w blasku słońca. Wjeżdżając w miasteczko zauważyłam tabliczkę z napisem Lancaster. Pomyślałam, że musiało to być niedaleko Dallas. Byłam bardzo daleko od domu. Nie wiedzialam co dalej ze mną będzie. Czy Dan mówiąc mi, abym się ukryła nie chciał, żebym wróciła do mojego rodzinnego miasta? Gdzie ja się teraz podzieję?! Do domu raczej wrócić nie mogę, ponieważ byłabym zbyt łatwym celem... Mimo tylu niepewności nie denerwowałam się. W tamtej chwili chciałam jedynie podziwiać piękno przyrody. Patrzyłam z zachwytem na pola okalające miasteczko, na których pasły się krowy. Słuchałam cudownego śpiewu ptaków. I uśmiechałam się na widok biegających po łące dzieci. Kiedyś też miałam taki bezproblemowy okres w życiu, który nazywał się dzieciństwem. Niestety on przeminął odbierając mi wiele radości. No, ale czasu nie da się cofnąć. Nie mogę tak po prostu uciec od otaczających mnie problemów. Muszę stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu, udowadniając wszystkim w koło, że jestem samodzielna i niezależna. Patrzyłam przed siebie wspominając przyjemne chwile z dzieciństwa. Byłam naprawdę zauroczona miejscowością, do której przybywałam. Niestety czar prysł, gdy wjechaliśmy mijając pierwsze zabudowania. Były stare i podniszczone. Sprawiały wrażenie opuszczonych. Po plecach przechodziły mnie ciarki, gdy spoglądałam na kolejne domki. Wszystkie pozytywne uczucia, które mi towarzyszyły na samym początku, gdzieś uciekły niepozostawiając po sobie żadnego śladu. Wjeżdżając coraz bardziej w głąb miasteczka ubywało ludzi. U końca mojej podróży z uprzejmym staruszkiem zauwarzyłam niewielki bar "Ciotki Tessy". Kierowca tam wyznaczył sobie cel wyprawy, dlatego też zaproponował mi, abym wypiła z nim poranną kawę. Zgodziłam się bez wahania, ponieważ nie miałam przy sobie ani portfela ani pieniędzy. Było mi trochę niezręcznie, gdy siadaliśmy do wolnego stolika, a starzec zamawiał dwie kawy i dwie porcje naleśników w sosie klonowym. Nie chciałam brać od życzliwego człowieka zbyt wiele. W końcu i tak mu dużo zawdzięczałam. Mężczyzna nie przyjął mojej odmowy, toteż postanowiłam grzecznie poczekać i skorzystać z szansy danej przez los. Podczas oczekiwania na posiłek zaczęłam rozglądać się po lokalu. Niewielki, urządzony w stylu lat osiemdziesiątych. Grała nawet muzyka pasującą do wnętrza. Było przyjemnie, ale to wszystko wydawało mi się jakieś sztuczne. Bar nie miał żadnych klientów poza nami. Szybko też zorientowałam się, że nie ma zbyt wielu pracowników. Zamówienie przyjęła młoda, niska dziewczyna, która była jedyną kelnerką. Pewnie ona zajmowała się też kuchnią. Po paru chwilach nasze zamówienie było gotowe. Szczupła, wręcz wychudzona kobieta po pięćdziesiątce niosła tacę z talerzami, na których parowały świeżo zrobione naleśniki. Niestety nie one przykuły moją uwagę. Przyjrzałam się twarzy kobiety ukrytej za tacą. Wydawała się znajoma ... Gdy kobieta podeszła do stolika, czym prędzej położyła na nim talerze i kubki z kawą,życzyła smacznego i chciała się ulotnić. Niestety miałam dobry refleks i chwyciłam ją mocno za rękę zanim zdążyła odejść. Próbowała się wyszarpnąć, ale mój chwyt był zbyt silny. Nie patrzyła na mnie i odwracała głowę tak, żebym nie zauważyła jej twarzy. No cóż, było juz za późno. Szybko zorientowałam się kim jest.
- Dobrze pani wie kim jestem, tak jak ja wiem kim pani jest. Proszę ze mną porozmawiać, ponieważ obie wiemy, że nie jest pani tutaj bez przyczyny - powiedziałam spokojnie rozluźniając uścisk. Nie zważałam na zaciekawione spojrzenie staruszka. Skupiłam całą swoją uwagę na kobiecie. Powoli odwracała swoją twarz w moją stronę. Tak, to była matka Charlie'ego, pani Tessy Blaze. Matka kolegi Dana. Jedyna osoba "z zewnątrz", z którą rozmawiałam na temat zaginionego chlopaka.
- Ty jesteś Annabel West, prawda? - zapytała drżącym głosem. Kiwnęłam głową - To z tobą rozmawiałam kilka miesięcy temu? - znów kiwnęłam głową, mimo że nie było to potrzebne. Pani Blaze nie czekała na moją odpowiedź. Mówiła do siebie, jakby chciała się upewnić, że zaczyna rozmowę z właściwą osobą - To z twoim chłopakiem mój Charlie zaginął? - przez chwilę wpatrywała się we mnie szukając potwierdzenia swoich słów. Gdy odezwała się po raz kolejny nie brzmiała tak jak wcześniej. Mówiła z odrazą pomieszaną ze wściekłością i strachem - Znalazł mnie. Mój własny syn, ten, który rzekomo zaginął przyszedł miesiąc temu prosząc mnie o wybaczenie. Mówił, że chciał posmakować innego życia, zaznać trochę przyjemności. Wytłumaczył mi, że wkręcił się w dilerkę, że na wszystko było go stać, miał na zawołanie każdą dziewczynę. I było mu dobrze, dopóki nie zawalił jednego zadania. Powiedział, że uciekł, ale nie pozostało mu wiele czasu, ponieważ jego szef przyjdzie go wykończyć ... Wybaczyłam mu, bo cóż miałam innego uczynić. Wtedy przyjechał pod nasz dom czarny, piekny i drogi samochód. Narobił dużo hałasu, dlatego też wyjrzałam przez okno. Charlie powiedział, że to po niego ... Nie uciekał.wyszedł na przeciw mężczyźnie, który wysiadał z auta. Byłam tak zaskoczona, że nie miałam siły go powstrzymać. Nie ustrzegłam go przed rychłą śmiercią. Gdy Charlie wyszedł przed dom mówil coś do tego typa. Pamiętam ... Nazwał go doktorem Ivanem. Był bogato ubrany. Na palcach połyskiwały złote sygnety, a na szyi złote łańcuchy. Mimo przepychu z jakim dobrał dodatki nie udało mu się ukryć swojego wieku. Łysawy staruszek, niestety bezwzględny. Nie zważał na słowa Charlie'ego, on po prostu do niego podszedł i ... - pani Blaze zająknęła się, powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu - ... I wbił mu nóż w serce. Ale nie tak, żeby od razu umarł. Jemu chodziło o to, aby cierpiał jak najdłużej. Żeby był na granicy życia i śmierci. Chyba lubił patrzeć na ból innych osób. Na widok wykrwawiającego się Charliego uśmiechnął się tryumfalnie. Jeszcze przez chwilę coś do niego mówil, a potem już tylko patrzył obojętnie, jakby taki widok był dla niego codziennością. Ja natomiast obserwowałam tą scenę przez okno, dopiero po chwili dotarła do mnie powaga sytuacji. Wybiegłam z domu kierując się w stronę umierającego syna. Przyklękłam przy nim niezdolna do jakiegokolwiek bardziej sensownego ruchu. Płakałam. W pewnej chwili szarpnął mną ten zabójca. Zagroził, że mnie też zabije jeśli nie zostawię Charlie'ego w spokoju. Próbowałam się wyrwać z jego żelaznego uścisku, ale wtedy on wyciągnął pistolet. Bezbłędnie wycelował w pierś mojego syna. Niemal od razu padł na ziemię martwy ... Niejaki doktor Ivan przyłożył mi pistolet do skroni. Chciał się pozbyć jedynego świadka morderstwa, ale przeszkodził mu w tym nagły przyjazd policji. Zjawiła się dopiero, gdy mój synek już nie żył. W biały dzień nikt nie zauważył zabójstwa na ulicy! Dopiero jakiś zaniepokojony strzałem sąsiad odważył się na telefon na policję. Teraz to społeczeństwo w ogóle nie przejmuje się losem drugiego człowieka. Jakie to bestialskie! ... Ivan uciekł, ale obiecał, że mnie też załatwi ... Annabel, my wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.
- Wiem. Zostałam już porwana, ale uciekłam - przerwałam na chwilę swoją wypowiedź, ponieważ zorientowałam się, że staruszek, który mnie tu przywiózł wszystko słyszy. Popatrzyłam na niego. Nie wydawał się zaskoczony. Pani Blaze kiwnęła prawie niezauważalnie głową dając mi znać, że mogę bez obaw mówić dalej - Jedynym problem teraz jest to, że nie mogę wrócić do miasta, ponieważ nie mam nic przy sobie. Ani pieniędzy, ani telefonu.
- Spokojnie, nie musisz się już o nic martwić. Zapewnię ci schronienie. Nie pozwolę, aby ten morderca bez skrupułów zabijał kolejnych niewinnych młodych ludzi ...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć miśki! Jak widać powstał nowy rozdział. Jest krótki i moim zdaniem niezadawalający, ale na lepszy nie było mnie stać. Nie umiałam się w sobie zebrać, żeby go napisać. No cóż, to chyba tyle na ten temat.
Kolejnym tematem, który chcę poruszyć są komentarze. Wiem, że są osoby, które czytają moje wypociny, dlatego też proszę o komentarze. Dla Was to kilka sekund, a dla mnie motywacja i znak, że mam dla kogo pisać. Dobra, kończę zanudzać. Żegnam Was, więc do miłego zobaczenia!!!!
  

5 komentarzy:

  1. Twoje zamówienie zostało wykonane, znajduje się na land-of-grafic pod numerem 920.
    Serdecznie zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie. Pisz dalej :) Zapraszam do mnie http://revenge-is-sweet-ashton-irwin-fanfic.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, jak widzę masz problem z nagłówkiem, ale co dokładnie się dzieje? Bo u mnie, gdy ładowałam nagłówek mam wszystko w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze raz wstaw obrazek z szablonu o nazwie "nagłowek", i zaznacz "zamiast tytułu i opisu". Jeśli to nie zadziała to możesz zaprosić mnie do współtworzenia bloga, dać uprawnienia administratora, ja wszystko ustawię i potem wypiszę się z autorów. Mój mail do zaproszenia - heatherowwa86@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  5. 33 yrs old Structural Analysis Engineer Benetta Govan, hailing from Earlton enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Bodybuilding. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. Standardowe miejsce

    OdpowiedzUsuń