Wracając... obudziły mnie jakieś trzaski i pohukiwania. Otworzyłam zaspane powieki. Moim oczom ukazał się starszy mężczyzna siedzący za kierownicą ... jakiegoś pojazdu. Ze strachu krzyknęłam.
- O! Widzę, że się obudziłaś! - powiedział wesoło staruszek od czasu do czasu przenosząc swój wzrok zza kierownicy na mnie.
- Przepraszam, ale ... co ja tutaj robię? - mój głos zabrzmiał bardzo histerycznie. Nie tego chciałam, ale nic nie umiałam na to poradzić.
- Oh! - mężczyzna machnął ręką, jakby moje pytanie było co najmniej nieważne - Znalazłem cię jak spałaś na drodze. Myślałem, że nie żyjesz, ale na szczęście okazało się, że tylko zasnęłaś. Wpakowałem cię tutaj, bo pomyślałem, że podwiozę cię do miasteczka - wytłumaczył.
- Dziękuję - powiedziałam niepewnie i rozejrzałam się wokół siebie. Siedziałam w... traktorze - Która jest godzina?
- Oj, dochodzi dziewiąta. Mam nadzieję, że długo nie leżałaś na tej brudnej i zimnej drodze. Mogłaś zachorować. Wiesz, że nie trzeba się starać o przeziębienie, a co dopiero o zapalenie płuc?
Prawdę mówiąc nie miałam pojęcia ile czasu spędziłam sama w lesie. Pewnie kilka godzin. Zdziwiłam się swoją głupotą, ale potem przyszedł czas na przerażenie. Przecież podczas tylu godzin spędzonych na drodze w LESIE ktoś mógł zrobić mi krzywdę. Ilu to zboczeńców i ludzi nienormalnych szlaja się nocą w takich miejscach?! Czułam jak odpływa mi z twarzy cała krew. Zaczęłam drżeć. Spojrzałam z przerażeniem na staruszka. Ten jakby czytając w moich myślach powiedział.
- Spokojnie, w pobliżu nie ma żadnych podejrzanych typów. Najbliższe miasteczko jest oddalone dwie mile stąd.
Nie uspokoiło mnie to. Przecież niedaleko od miejsca, w którym leżałam była kryjówka przestępców. Na pewno w tym lesie takich miejsc jest jeszcze więcej!
- Nie wyglądałaś na poszkodowaną, ani na taką co by zgwałcili. Nie było przy tobie też żadnych, ale to żadnych ludzi. Podejrzewam, że nikt przede mną nie jechał tą drogą.
Poczciwy staruszek dodał mi otuchy co podniosło mnie trochę na duchu, niestety nadal czułam niepokój...
Kilka godzin wcześniej
Miejsce uprowadzenia Annabel
Dan, po opuszczeniu Annabel, poczuł się jak największy cham. Zostawił swoją byłą dziewczynę na pastwę losu! Samą w lesie, którego nie znała, nie mogła znać. Wywieźli ją tak daleko od domu. Zapewne nie miała pojęcia gdzie jest i dlaczego. Chłopak nie sądził, że nową ofiarą jego szefa jest Ann i zapewne jej przyjaciółka Jasmine. Gdy ujrzał zbiega skradającego się pod oknem opuszczonego domu służącego jako kryjówkę całej szajki, pomyślał, że to najlepsza okazja by zaimponować szefowi. Niestety nie spodziewał się ujrzeć Annabel. Tej dziewczyny, którą potwornie zranił uciekając i nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Zero, jakby kamień w wodę. Był zaskoczony obecnością byłej dziewczyny. Nie był w stanie racjonalnie myśleć. Wiedział, że skrzywdził Annabel, ale nie miał zamiaru czynić tego po raz drugi. Musiał pomóc jej uciec. Może odkupiłoby to jego winy? Gdy odprowadził dziewczynę do drogi prowadzącej przez las, nadal miał wyrzuty sumienia. Musiał zostawić ją samą. Teraz, gdy odwrócił się od niej, czuł się coraz gorzej. Chciał ochronić Ann, pragnął, aby znowu wiodła spokojne życie. Chciał ... właśnie... to było słowo, które nie miało jakiegokolwiek znaczenia. W jego życiu nie liczyło się to, czego on pragnął, tylko to, czego oczekiwał jego szef. Doktor Ivan, bezwzględny diler narkotyków, bezduszny właściciel wielu klubów nocnych w Denver, obrzydliwy, starszy mężczyzna wykorzystujący seksualnie młode dziewczyny. A jednak nadal był szefem Dana. Chłopak wzdrygnął się na samą myśl o ilości dziewczyn zeszmaconych przez kapryśnego, niepociągającego starca. Dan już dawno chciał rzucić tę robotę, niestety... jego szef nie przyjmował wypowiedzeń. To była droga w jedną stronę... Jego rozmyślania przerwał krzyk Annabel. Wołała go po imieniu błagając, aby jej nie zostawiał. Niestety chłopak nie miał wyboru. Pomógł jej dostać się do drogi prowadzącej do małego miasteczka. Nic więcej nie mógł dla niej zrobić. Sam żył w niebezpieczeństwie. Jedyną różnicą między nimi było to, że Dan nie miał wyboru, jego życie już na zawsze miało pozostać niebezpiecznym. Inną kwestią było to, że sam tego wyboru dokonał. To on postanowił zażyć trochę przyjemności, poznać smak przygody i dostawać łatwe pieniądze. Niestety nie przewidział negatywnych skutków swojego działania. Gdy tylko zaczął "pracować" u boku byłego doktora, pana Ivana, zdał sobie sprawę, że jego życie się zmieni... na gorsze. Jeśli nie wykona któregoś zlecenia ktoś ucierpi. On, jego rodzina, przyjaciele...ktokolwiek. Śmierć którejś z bliskich osób miała uświadomić chłopakowi jak bardzo jego szef nie znosi niewykonanych zadań. Chłopak bojąc się o życie rodziców, siostry, Ann i innych przyjaciół upozorował swoje zniknięcie. To nie było trudne. Najlepszą okazję miał na biwaku w Evergreen. Mógł po nim bezpowrotnie zniknąć nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Razem z kumplami dołączyli wtedy do Ivana. Nie mógł ich już wtedy szantażować zabiciem rodziny, przyjaciół, ponieważ stracili z nimi kontakt. Dan nawet się nie zorientował, kiedy znalazł się przy wspólnej kryjówce. Miał pełnić wartę, co oznaczało, że jeśli ktokolwiek dowie się, że Ann uciekła, to on będzie miał kłopoty. Możliwe, że straci swoje życie i nie będzie mógł dotrzymać danego słowa i jej ochronić. Zaczął przechadzać się dokoła opuszczonej chaty. Spojrzał na zegarek, była 2.56. Praktycznie środek nocy. Zostały mu cztery minuty do zakończenia warty i miał nadzieję, że skoro jest noc nie ruszą na poszukiwania uciekinierki. Nie mógł mieć tej pewności, dlatego postanowił, że postara się o odwleczenie poszukiwań. Szanse były marne, ale musiał spróbować. Liczył, że Annabel dotrze do miasteczka zanim Ivan zorientuje się, że nie ma jego zakładniczki.
* * *
W zaciemnionym pokoju wybiła trzecia nad ranem. Zmiana warty. Doktor Ivan kazał Georgowi Linsdrom zamienić się z Danem. Jego zadaniem było upilnowanie dziewczyny. Do pokoju wszedł Waters. Bez słowa usiadł na miejscu Georga. Gdy ten wyszedł rozmowa znów się rozpoczęła.
- Waters, mam dla ciebie kolejne zadanie - powiedział szef wszystkich zgromadzonych osób. Było ich dziewięć, w większości byli to młodzi mężczyźni, pragnący przeżyć przygodę - Masz dowieźć do Vegas trzy tony marihuany. Do dyspozycji masz tylko niewielkiego vana i nie obchodzi mnie jak to zrobisz - Dan spojrzał ze zdziwieniem na swojego szefa. Jak za pomocą małego vana mógł przewieźć aż trzy tony zioła?! To wydawało się ... nie, chwila ... to było niemożliwe! Jednak szef zdawał się tym nie przejmować.
- Ale szefie - zaczął niepewnie - Już teraz jesteśmy stratni. Poza tym do Vegas jest kawał drogi i niełatwo będzie przetransportować tyle towaru!
- Skoro to jest niebezpieczne to masz jeszcze większą motywację. Chyba nie chcesz wylądować w więzieniu? - zapytał słodko doktor Ivan - Mam nadzieję, że się postarasz. Myślę, że nie chcesz wytrącić mnie z równowagi, a o to w ostatnim czasie nietrudno. Niedługo zabraknie mi nabojów do pistoletu, ponieważ zabijam zbyt wielu ludzi. Wykaż się, inaczej zginiesz w strasznych męczarniach. Śmierć z broni palnej jest chyba najmniej bolesna, ale jeśli mi podpadniesz przerzucę się na starożytne narzędzia tortur.
Przez kolejne minuty toczyła się dyskusja na różne tematy. Dan już nie słuchał, był pogrążony we własnych myślach. Miał dostarczyć trzy tony marihuany do Vegas! Przecież go złapią i będzie gnić w więzieniu do końca życia! Już lepsza byłaby śmierć. Pomyślał, że na dożywocie nie zasłużył, no bo w końcu nikogo jeszcze nie zabił... Wokół niego wrzała dyskusja dotycząca Jasmine, Annabel, ale Dan nadal nie słuchał, nie chciał słuchać. Nie obchodził go już los nikogo innego. Skupił się na swojej niedoli. Nagle przez zasłonięte okno zauważył ruszający się cień i wtedy przypomniał sobie Ann. Jak mógł być tak samolubny, aby zostawić ją samą w lesie? Chwila ... przecież tym cieniem mógł być George, który teraz pewnie zmierza do TEGO pokoju, aby poinformować szefa, że Annabel uciekła. Musiał go powstrzymać! Wstał od pustego stołu. Wszyscy zgromadzeni popatrzyli na niego. On, nie wiedząc jak ma się wytłumaczyć, skorzystał z pewnej wymówki.
- Idę w krzaki - powiedział, a następnie czym prędzej wyszedł z pokoju.
Przed drzwiami zastał Georga z niepewną miną. Odciągnął go od wejścia i poprowadził na podwórze. Starszy chłopak, którym był Linsdrom popatrzył na kolegę z nieudawanym zdziwieniem.
- Annabel uciekła - powiedział George.
- Wiedziałeś, że to jest TA Annabel?! - zapytał z furią Dan.
- A ty wiedziałeś, że uciekła - bardziej stwierdził niż zapytał Linsdrom.
- Pierwszy zadałem pytanie. Wiedziałeś czy nie?
- A jakie to ma znaczenie? I tak już wiesz, że to ta "twoja ukochana" - odpowiedział spokojnie akcentując ostatnie dwa słowa - Czemu pozwoliłeś jej uciec? Myślisz, że Ivan jej nie dopadnie?! - zaśmiał się z debilizmu kolegi - Dzięki tobie zabije ją z jeszcze większą okrutnością. Gratulacje!
- Nie mów tak - zagroził Waters - Ochronię ją, zobaczysz. Wyrwę się z tego bagna raz na zawsze!
- Próżne twe marzenia. Wiedziałeś na co się piszesz dołączając. To jednokierunkowa droga. Nie masz szans.
- Słuchaj, George. Ja muszę ją chronić. Chce normalnie żyć! Pomożesz czy nie? - zapytał z nadzieją młodszy z chłopaków. George przez chwilę się zastanawiał, widać było, że toczy spór pomiędzy myślami. Po krótkim czasie się odezwał.
- Pomogę. A teraz wracaj do Ivana,
- Ale nic im nie powiesz? - zapytał się dla pewności Dan.
- Nie, masz moje słowo. Obmyślę jakąś strategię, a później dam ci znać.
Waters posłusznie wrócił do pokoju, w którym odbywała się dyskusja. George go uspokoił. Cieszył się, że może dzięki pomocy dobrego kolegi uda mu się ocalić Ann. Ze wszystkich kolegów, z którymi dołączył do Ivana został jedynie on, George Linsdrom. Reszta została zabita, i to w okrutny sposób. Teraz musiał się trzymać z Georgiem, musiał mu zaufać, bo być może to on był jedyną deską ratunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, miśki, że tak długo nie dodawałam, ale po prostu miałam zanik weny. Niby miałam pomysł, ale nie umiałam go ubrać w słowa. Przepraszam raz jeszcze. Obiecuję Wam, że kolejny pojawi się już niedługo, ponieważ w piątek wyjeżdżam, a potem najbliższą okazję, aby coś napisać będę miała dopiero ok. 25. Więc jeszcze przed piątkiem coś napiszę, żebym potem w trakcie wyjazdu tylko opublikować. Trzymajcie się i życzę Wam miłych wakacji!!!!!
Przez kolejne minuty toczyła się dyskusja na różne tematy. Dan już nie słuchał, był pogrążony we własnych myślach. Miał dostarczyć trzy tony marihuany do Vegas! Przecież go złapią i będzie gnić w więzieniu do końca życia! Już lepsza byłaby śmierć. Pomyślał, że na dożywocie nie zasłużył, no bo w końcu nikogo jeszcze nie zabił... Wokół niego wrzała dyskusja dotycząca Jasmine, Annabel, ale Dan nadal nie słuchał, nie chciał słuchać. Nie obchodził go już los nikogo innego. Skupił się na swojej niedoli. Nagle przez zasłonięte okno zauważył ruszający się cień i wtedy przypomniał sobie Ann. Jak mógł być tak samolubny, aby zostawić ją samą w lesie? Chwila ... przecież tym cieniem mógł być George, który teraz pewnie zmierza do TEGO pokoju, aby poinformować szefa, że Annabel uciekła. Musiał go powstrzymać! Wstał od pustego stołu. Wszyscy zgromadzeni popatrzyli na niego. On, nie wiedząc jak ma się wytłumaczyć, skorzystał z pewnej wymówki.
- Idę w krzaki - powiedział, a następnie czym prędzej wyszedł z pokoju.
Przed drzwiami zastał Georga z niepewną miną. Odciągnął go od wejścia i poprowadził na podwórze. Starszy chłopak, którym był Linsdrom popatrzył na kolegę z nieudawanym zdziwieniem.
- Annabel uciekła - powiedział George.
- Wiedziałeś, że to jest TA Annabel?! - zapytał z furią Dan.
- A ty wiedziałeś, że uciekła - bardziej stwierdził niż zapytał Linsdrom.
- Pierwszy zadałem pytanie. Wiedziałeś czy nie?
- A jakie to ma znaczenie? I tak już wiesz, że to ta "twoja ukochana" - odpowiedział spokojnie akcentując ostatnie dwa słowa - Czemu pozwoliłeś jej uciec? Myślisz, że Ivan jej nie dopadnie?! - zaśmiał się z debilizmu kolegi - Dzięki tobie zabije ją z jeszcze większą okrutnością. Gratulacje!
- Nie mów tak - zagroził Waters - Ochronię ją, zobaczysz. Wyrwę się z tego bagna raz na zawsze!
- Próżne twe marzenia. Wiedziałeś na co się piszesz dołączając. To jednokierunkowa droga. Nie masz szans.
- Słuchaj, George. Ja muszę ją chronić. Chce normalnie żyć! Pomożesz czy nie? - zapytał z nadzieją młodszy z chłopaków. George przez chwilę się zastanawiał, widać było, że toczy spór pomiędzy myślami. Po krótkim czasie się odezwał.
- Pomogę. A teraz wracaj do Ivana,
- Ale nic im nie powiesz? - zapytał się dla pewności Dan.
- Nie, masz moje słowo. Obmyślę jakąś strategię, a później dam ci znać.
Waters posłusznie wrócił do pokoju, w którym odbywała się dyskusja. George go uspokoił. Cieszył się, że może dzięki pomocy dobrego kolegi uda mu się ocalić Ann. Ze wszystkich kolegów, z którymi dołączył do Ivana został jedynie on, George Linsdrom. Reszta została zabita, i to w okrutny sposób. Teraz musiał się trzymać z Georgiem, musiał mu zaufać, bo być może to on był jedyną deską ratunku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, miśki, że tak długo nie dodawałam, ale po prostu miałam zanik weny. Niby miałam pomysł, ale nie umiałam go ubrać w słowa. Przepraszam raz jeszcze. Obiecuję Wam, że kolejny pojawi się już niedługo, ponieważ w piątek wyjeżdżam, a potem najbliższą okazję, aby coś napisać będę miała dopiero ok. 25. Więc jeszcze przed piątkiem coś napiszę, żebym potem w trakcie wyjazdu tylko opublikować. Trzymajcie się i życzę Wam miłych wakacji!!!!!
Genialny rozdział!!!!!! Zapraszam do mnie http://revenge-is-sweet-ashton-irwin-fanfic.blogspot.com/ Może wpadniesz ???!??
OdpowiedzUsuńŚwietny blog ! <3
OdpowiedzUsuńSuper pomysł na opowiadanie ;3
Czekam na nn !
Z.