Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem!
Obudziłam się, słysząc przyciszoną rozmowę ... A właściwie monolog, w którym jedyną nadzwyczajną rzeczą były sporadyczne przerwy między kolejnymi wypowiedziami. Nie otwierałam oczu, udając, że nadal śpię. Dan wyraźnie rozmawiał z kimś przez telefon.
- Tak, jest cała ... Poza Blake'iem nikt nie wchodził mi w drogę ... Skąd mam wiedzieć jak on tam się znalazł?! - chłopak podniósł głos, ale zaraz potem znów się opanował, zniżając swój głos do szeptu - Nie wiem ... Ivan musiał mieć w tym jakiś cel ... - Dan zrobił dłuższą przerwę - Tak ... - rzucił niecierpliwie - dlatego trzeba się pospieszyć ... Może już teraz coś wywęszył? ... Zmienił swoje zachowanie od kiedy wyjechałem? ... Aha ... No, dobra. Uważaj, żeby nikt nie zorientował się, że mi pomagasz ... Tak, tam gdzie wcześniej ustalaliśmy. Zostało mi sto pięćdziesiąt może dwieście mil ... No, nie jestem pewny ... - słuchałam rozmowy z największym zainteresowaniem. Nie wiedziałam co się wokół mnie działo. Słyszałam równy odgłos pracującego silnika samochodowego, ale niczego poza tym nie byłam świadoma. Podsłuchując rozmowę wiedziałam, że robię źle, ale nic nie mogłam poradzić. Ciekawość zwyciężyła ... Podsłuchiwałabym dalej, gdyby nie to, że zdradziłam, że nie śpię. W pewnym momencie zakręciło mi się w nosie i kichnęłam. Szlag! Że też tego nie dało się powstrzymać!
- Dobra, kończę. Ann się chyba obudziła! - powiedział Dan, a ja otworzyłam swoje oczy, udając, że dopiero wstałam. - Jak się spało? - chłopak zadał pytanie tak beztroskim głosem, że przez chwilę zastanawiałam się, czy jego rozmowa czasem mi się nie przyśniła.
- Niezbyt wygodnie - powiedziałam zgodnie z prawdą - Szyja mi zdrętwiała - uniosłam dłoń, żeby wymasować szyję, aby choć trochę zmniejszyć denerwujące mrowienie. Chwilę potem przetarłam oczy próbując się dobudzić, musnęłam przez przypadek swój prawy policzek i się zdziwiłam. Poczułam pieczenie, a na dłoni odcisnęła mi się świeża krew.
- Co do ... - zaczęłam zupełnie zdezorientowana.
- Spokojnie ... Zaraz to przemyjemy, bo niedługo przejeżdżamy przez granicę. Musisz wtedy jakoś wyglądać - powiedział ze spokojem Dan uważnie patrząc na drogę, szukając najwyraźniej jakiejś stacji benzynowej, żeby się zatrzymać.
Wzruszyłam ramionami, przypominając sobie dlaczego połowa mojej twarzy jest rozcięta. Wydawało mi się głupotą ze strony Dana, że nie przemył mi rany wcześniej. Widocznie nie był tak inteligenty na jakiego wyglądał.
Za samochodową szybą zaczynało świtać. Długo to ja sobie chyba nie pospałam ... Postanowiłam sama się wziąć za oczyszczenie rany. Czekając na Dana chyba bym się na śmierć wykrwawiła. Wstałam z przedniego siedzenia vana i skierowałam się w głąb pojazdu. Ten van był o wiele większy niż takie tradycyjne. Szczerze mówiąc nie wiem gdzie można takie coś dostać. Nigdy takiego pojazdu nie widziałam. A może po prostu nie zważałam na to uwagi ... Był na prawdę duży. Przypominał mini busa, mieszczącego z dwadzieścia osób. Niestety mimo tak dużego komfortu nie posiadał toalety. Pod wszystkimi siedzeniami były umieszczone dziwne, prawie niezauważalne worki, z nieznaną mi zawartością. Same siedzenia wydawały mi się trochę zbyt wypukłe. Możliwe, że było to jedynie moje urojenie, jednak miałam wrażenie, że coś tam jest schowane. I to wcale nie wróży nic dobrego. Starając się nie zwracać uwagi na niepokojące przedmioty, ruszyłam dalej w głąb vana, gdzie leżała wielka sportowa torba z moimi rzeczami zabranymi ze szpitala. Otworzyłam ją, nie wierząc własnym oczom. Panował w niej taki bajzel, że szczerze wątpiłam, czy kiedykolwiek tam coś znajdę. Zaczęłam wyrzucać rzeczy, szukając czegoś na przebranie. Musiałam znaleźć coś, co nie przykuwałoby niczyjej uwagi, jak również czegoś, co by zasłoniło mój obandażowany nadgarstek i rozciętą twarz. Znalazłam w miarę przyzwoicie wyglądającą czarną bluzę z kapturem ze znakiem Batmana, którą założyłam na czysty, czarny podkoszulek. Rano o tej porze roku jest zazwyczaj chłodno, więc ludzie nie powinni patrzeć na mnie jak na zjawisko paranormalne. Dzięki kapturowi mogłam zasłonić swoją zakrwawioną twarz. Do tego ubrałam czarne, poprzecierane rurki. Przez taki ubiór mogłam liczyć na to, że pozostanę niezauważona.
Za samochodową szybą zaczynało świtać. Długo to ja sobie chyba nie pospałam ... Postanowiłam sama się wziąć za oczyszczenie rany. Czekając na Dana chyba bym się na śmierć wykrwawiła. Wstałam z przedniego siedzenia vana i skierowałam się w głąb pojazdu. Ten van był o wiele większy niż takie tradycyjne. Szczerze mówiąc nie wiem gdzie można takie coś dostać. Nigdy takiego pojazdu nie widziałam. A może po prostu nie zważałam na to uwagi ... Był na prawdę duży. Przypominał mini busa, mieszczącego z dwadzieścia osób. Niestety mimo tak dużego komfortu nie posiadał toalety. Pod wszystkimi siedzeniami były umieszczone dziwne, prawie niezauważalne worki, z nieznaną mi zawartością. Same siedzenia wydawały mi się trochę zbyt wypukłe. Możliwe, że było to jedynie moje urojenie, jednak miałam wrażenie, że coś tam jest schowane. I to wcale nie wróży nic dobrego. Starając się nie zwracać uwagi na niepokojące przedmioty, ruszyłam dalej w głąb vana, gdzie leżała wielka sportowa torba z moimi rzeczami zabranymi ze szpitala. Otworzyłam ją, nie wierząc własnym oczom. Panował w niej taki bajzel, że szczerze wątpiłam, czy kiedykolwiek tam coś znajdę. Zaczęłam wyrzucać rzeczy, szukając czegoś na przebranie. Musiałam znaleźć coś, co nie przykuwałoby niczyjej uwagi, jak również czegoś, co by zasłoniło mój obandażowany nadgarstek i rozciętą twarz. Znalazłam w miarę przyzwoicie wyglądającą czarną bluzę z kapturem ze znakiem Batmana, którą założyłam na czysty, czarny podkoszulek. Rano o tej porze roku jest zazwyczaj chłodno, więc ludzie nie powinni patrzeć na mnie jak na zjawisko paranormalne. Dzięki kapturowi mogłam zasłonić swoją zakrwawioną twarz. Do tego ubrałam czarne, poprzecierane rurki. Przez taki ubiór mogłam liczyć na to, że pozostanę niezauważona.
- Gdzie jest apteczka? - zapytałam głośno Dana, grzebiąc ponownie w torbie w poszukiwaniu kosmetyczki.
- W moim plecaku - odkrzyknął chłopak. Fajnie by było, gdybym wiedziała gdzie leży jego plecak ...
- A gdzie on jest? - zapytałam starając się nie brzmieć pretensjonalnie.
- Tutaj, przy mnie - Uh.... Jakby nie mógł tego od razu powiedzieć. Podeszłam do przodu samochodu. Między moim, a jego siedzeniem leżał otwarty plecak. Wyciągnęłam z niego gazę, wodę utlenioną i plastry.
- Masz może jakieś lusterko? - zapytałam.
- Poza tym na zewnątrz auta? To chyba nie ... - uśmiechnął się głupawo, będąc zadowolonym ze swojego żaru. Westchnęłam.
- Kurczę! - powiedziałam sztucznie - Ah! Jak mogłeś zapomnieć tak ważnej rzeczy? ... Czekaj, czekaj ... chyba jeszcze czegoś zapomniałeś ... - udałam, że się namyślam, a Dan spojrzał na mnie, czekając na kontynuację - Wiem! - praktycznie wykrzyknęłam - Swojego mózgu!
- Ha ... ha ... ha - powiedział marudnie - Bardzo śmieszne ... Od kiedy jesteś taka zabawna? - postanowiłam zignorować głupi komentarz.
- To kiedy postój? - postanowiłam zmienić temat, który bardziej mnie ciekawił.
- Zaraz powinna być jakaś stacja benzynowa, a tymczasem usiądź spokojnie.
Nie wiedziałam czemu Dan zaczynał mi rozkazywać. Nigdy taki nie był ... Widocznie przebywanie z bandą przestępców nikomu nie wychodzi na dobre. Nawet takiej osobie jak Dan, który kiedyś był troskliwy, empatyczny ... W sumie można było o nim powiedzieć praktycznie same dobre rzeczy. A teraz? Teraz to śmiało mogę powiedzieć, że nie znam tego chłopaka. Usiadłam posłusznie na swoim siedzeniu, wpatrując się w mijane krajobrazy za szybą. Nagle mnie olśniło! Przecież nie wiedziałam gdzie jadę, czemu ani po co!
- Gdzie jedziemy? - zapytałam szybko Dana. Nawet nie zdążyłam zastanowić się czy zadawanie bezpośrednich pytań jest dobrym pomysłem.
Chłopak się nie odezwał. Nie odrywał wzroku od drogi. Westchnął cicho i przez chwilę miałam wrażenie, że chce odpowiedzieć na moje pytanie, lecz szybko zrezygnował z tego pomysłu. Postanowiłam nie naciskać. Jeżeli nie powie mi nic do czasu postoju, to znów zacznę go wypytywać. Obserwowałam chłopaka, próbując znaleźć w wyrazie jego twarzy jakiekolwiek odpowiedzi. Niestety jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Totalnie żadnych. Nie wiem jak to było możliwe. "Wykradł" mnie ze szpitala, a teraz jechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Siedziałam obok niego i nie dość, że miałam rozcięte pół twarzy to jeszcze oczekiwałam odpowiedzi na moje pytania. Kiedy ten człowiek tak się zmienił?!
W pewnym momencie dostrzegłam tabliczkę informującą, że za parę mil będzie stacja benzynowa. Niestety nazw miejscowości nic mi nie mówiła. Nawet nie potrafiłam jej zapamiętać. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Potrzebny tylko mi był mój telefon ... Ah, no tak, nie posiadam go przecież od dłuższego czasu. Co za niefart! Czy tylko mnie muszą spotykać takie rzeczy?! Gdyby nie to, że któregoś razu wracałam z pracy skrótem, prowadzącym przez park nadal pracowałabym w tej nudnej gazecie i kończyłabym szkołę. Czemu jedno, głupie i pozornie nic nieznaczące wydarzenie ma później wpływ na całą moją przyszłość?! Miałam wrażenie, że od czasu kiedy ostatni raz widziałam moją przyjaciółkę minęły lata. Że od kiedy pragnęłam zostać agentką FBI minęły całe dekady. Szczerze mówiąc nie wiedziałam ile czasu minęło od tych wydarzeń. Dla mnie czas zaczął płynąć inaczej. W zupełnie niekontrolowanym przeze mnie nurcie. Dla mnie liczyło się tylko to, by przeżyć. Z dnia na dzień moje życie zaczyna się zmieniać w pustą egzystencję. Powoli zmieniałam się w ... roślinę. Aż wstyd mi było się przed samą sobą przyznać, że zmieniam się we wrak człowieka. Było mi przykro, że nie mogłam nic z tym zrobić. Jednego dnia odwiedzam przyjaciółkę w szpitalu, po groźnym pobiciu, a następnego jestem uprowadzona, po czym spotykam chłopaka, który ponoć zaginął. A później przeżywam kompletne załamanie nerwowe i próbuję się zabić. Zbyt dużo rzeczy spadło na mnie w tak krótkim czasie ...
- Już jesteśmy - głos Dana boleśnie przewrócił mnie do rzeczywistości. Był tak niespodziewany, że podskoczyłam na miejscu. Chłopak spojrzał na mnie uważnie. Posłałam mu fałszywy uśmiech, modląc się w duchu, żeby uznał go za prawdziwy. Nie chciałam go dodatkowo zamartwiać. Już i tak wyglądał tak, jakby w nocy postarzał się ponad trzydzieści lat. Wstałam z miejsca, biorąc potrzebne rzeczy.
- Załóż kaptur - polecił Dan. Zrobiłam co kazał, a chwilę później wyszłam z vana. Zanim opuściłam głowę, spojrzałam na miejsce, w które przyjechaliśmy. Oprócz stacji benzynowej była kafejka, oferująca oprócz ciepłych napojów także jedzenie.
Chłopak ruszył przed siebie, chwytając mnie za rękę. Pozwoliłam mu się prowadzić. Wpatrywałam się w swoje trampki, próbując w nich znaleźć ukojenie. Weszliśmy do kafejki. Pachniało w niej kawą zbożową i naleśnikami z sosem klonowym. Zaburczało mi w brzuchu, lecz najpierw musiałam udać się do łazienki, żeby przemyć ranę. Dan prowadził mnie przez stoliki, w których tylko niektóre były zajęte. Dostaliśmy się do łazienki. Chłopak wszedł razem ze mną do tej, przeznaczonej tylko dla pań.
- Poradzę sobie - mruknęłam. Dan wyszedł z damskiej łazienki, a ja stanęłam przed jednym z większych luster. Zaczęłam przemywać sobie ranę wodą utlenioną. Co chwila musiałam przerywać tą czynność, ponieważ cała skóra mnie piekła. Postanowiłam zająć swoje myśli czymś innym, przyjemniejszym. Niestety zastanawiałam się tylko i wyłącznie nad wyglądem mojej twarzy po "zabiegu". Nie chciałam wyobrażać sobie poharatanej twarzy, jednak tylko ten obraz siedział mi w głowie. Chyba będę musiała w najbliższej przyszłości odwiedzić chirurga plastycznego ... Skończyłam przemywanie twarzy. Ilość wytworzonej piany była zastraszająca ... Mam nadzieję, że nie wdało się do rany żadne zakażenie ... Przykleiłam plastry w świeżo zdezynfekowane miejsca i spojrzałam w swoje odbicie. Wyciągnęłam z kosmetyczki szczotkę do włosów oraz do zębów i w miarę doprowadziłam się do przyzwoitości. Włosy zawiązałam w wysokiego kucyka. Teraz, gdy moja twarz była przemyta i pozbawiona zaschniętej krwi, a moje włosy zostały ogarnięte wyglądałam nawet całkiem dobrze. To był sukces.
Wyszłam z łazienki. Przeczesałam wzrokiem kafejkę w poszukiwaniu Dana. Siedział przy najbardziej oddalonym stoliku. Podeszłam do niego i zajęłam miejsce naprzeciw chłopaka.
- Na co masz ochotę? - zapytał spokojnie.
- Nie wiem - odpowiedziałam - Zamów coś ... pożywnego - wzruszyłam ramionami, na znak, że obojętne jest mi co zjem.
- Okay - odpowiedział radośnie. Nie wiem, co go wprowadziło w taki nastrój.
Chłopak przywołał ręką kelnerkę i złożył zamówienie na dwie porcje naleśników z sosem klonowym oraz dwie kawy zbożowe. Serio, Dan? Nie mogłeś się bardziej wysilić?
- No, więc słucham ... - zaczęłam, próbując zachęcić chłopaka do rozmowy.
- Ale co? - zapytał tępo mój towarzysz.
- Dokąd jedziemy? Dlaczego mnie zabrałeś ze szpitala? ... I takie tam ... - odpowiedziałam siląc się na obojętny ton.
- Hm ... Annabel ... Przecież obiecałem ci, że cię znajdę i wyzwolę od tych dilerów ... Nie pamiętasz?
- No, tak ... ale ... - chciałam się kłócić.
- Ann, proszę ... Nie zadawaj mi tylu trudnych pytań przy śniadaniu, dobrze? - przerwał mi chłopak i zaczął jeść przyniesione przed chwilą przez kelnerkę jedzenie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć miśki! Jak widzicie przejściowy rozdział, ale nie martwcie się. Mam nadzieję, że kolejne będą bardziej emocjonujące. Proszę o komentarze, ponieważ to bardzo motywuję, więc ........... Plisss!!! Ludzie, wyraźcie swoją opinię nawet w krytyce.... Buziaki :*
- Zaraz powinna być jakaś stacja benzynowa, a tymczasem usiądź spokojnie.
Nie wiedziałam czemu Dan zaczynał mi rozkazywać. Nigdy taki nie był ... Widocznie przebywanie z bandą przestępców nikomu nie wychodzi na dobre. Nawet takiej osobie jak Dan, który kiedyś był troskliwy, empatyczny ... W sumie można było o nim powiedzieć praktycznie same dobre rzeczy. A teraz? Teraz to śmiało mogę powiedzieć, że nie znam tego chłopaka. Usiadłam posłusznie na swoim siedzeniu, wpatrując się w mijane krajobrazy za szybą. Nagle mnie olśniło! Przecież nie wiedziałam gdzie jadę, czemu ani po co!
- Gdzie jedziemy? - zapytałam szybko Dana. Nawet nie zdążyłam zastanowić się czy zadawanie bezpośrednich pytań jest dobrym pomysłem.
Chłopak się nie odezwał. Nie odrywał wzroku od drogi. Westchnął cicho i przez chwilę miałam wrażenie, że chce odpowiedzieć na moje pytanie, lecz szybko zrezygnował z tego pomysłu. Postanowiłam nie naciskać. Jeżeli nie powie mi nic do czasu postoju, to znów zacznę go wypytywać. Obserwowałam chłopaka, próbując znaleźć w wyrazie jego twarzy jakiekolwiek odpowiedzi. Niestety jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Totalnie żadnych. Nie wiem jak to było możliwe. "Wykradł" mnie ze szpitala, a teraz jechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Siedziałam obok niego i nie dość, że miałam rozcięte pół twarzy to jeszcze oczekiwałam odpowiedzi na moje pytania. Kiedy ten człowiek tak się zmienił?!
W pewnym momencie dostrzegłam tabliczkę informującą, że za parę mil będzie stacja benzynowa. Niestety nazw miejscowości nic mi nie mówiła. Nawet nie potrafiłam jej zapamiętać. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Potrzebny tylko mi był mój telefon ... Ah, no tak, nie posiadam go przecież od dłuższego czasu. Co za niefart! Czy tylko mnie muszą spotykać takie rzeczy?! Gdyby nie to, że któregoś razu wracałam z pracy skrótem, prowadzącym przez park nadal pracowałabym w tej nudnej gazecie i kończyłabym szkołę. Czemu jedno, głupie i pozornie nic nieznaczące wydarzenie ma później wpływ na całą moją przyszłość?! Miałam wrażenie, że od czasu kiedy ostatni raz widziałam moją przyjaciółkę minęły lata. Że od kiedy pragnęłam zostać agentką FBI minęły całe dekady. Szczerze mówiąc nie wiedziałam ile czasu minęło od tych wydarzeń. Dla mnie czas zaczął płynąć inaczej. W zupełnie niekontrolowanym przeze mnie nurcie. Dla mnie liczyło się tylko to, by przeżyć. Z dnia na dzień moje życie zaczyna się zmieniać w pustą egzystencję. Powoli zmieniałam się w ... roślinę. Aż wstyd mi było się przed samą sobą przyznać, że zmieniam się we wrak człowieka. Było mi przykro, że nie mogłam nic z tym zrobić. Jednego dnia odwiedzam przyjaciółkę w szpitalu, po groźnym pobiciu, a następnego jestem uprowadzona, po czym spotykam chłopaka, który ponoć zaginął. A później przeżywam kompletne załamanie nerwowe i próbuję się zabić. Zbyt dużo rzeczy spadło na mnie w tak krótkim czasie ...
- Już jesteśmy - głos Dana boleśnie przewrócił mnie do rzeczywistości. Był tak niespodziewany, że podskoczyłam na miejscu. Chłopak spojrzał na mnie uważnie. Posłałam mu fałszywy uśmiech, modląc się w duchu, żeby uznał go za prawdziwy. Nie chciałam go dodatkowo zamartwiać. Już i tak wyglądał tak, jakby w nocy postarzał się ponad trzydzieści lat. Wstałam z miejsca, biorąc potrzebne rzeczy.
- Załóż kaptur - polecił Dan. Zrobiłam co kazał, a chwilę później wyszłam z vana. Zanim opuściłam głowę, spojrzałam na miejsce, w które przyjechaliśmy. Oprócz stacji benzynowej była kafejka, oferująca oprócz ciepłych napojów także jedzenie.
Chłopak ruszył przed siebie, chwytając mnie za rękę. Pozwoliłam mu się prowadzić. Wpatrywałam się w swoje trampki, próbując w nich znaleźć ukojenie. Weszliśmy do kafejki. Pachniało w niej kawą zbożową i naleśnikami z sosem klonowym. Zaburczało mi w brzuchu, lecz najpierw musiałam udać się do łazienki, żeby przemyć ranę. Dan prowadził mnie przez stoliki, w których tylko niektóre były zajęte. Dostaliśmy się do łazienki. Chłopak wszedł razem ze mną do tej, przeznaczonej tylko dla pań.
- Poradzę sobie - mruknęłam. Dan wyszedł z damskiej łazienki, a ja stanęłam przed jednym z większych luster. Zaczęłam przemywać sobie ranę wodą utlenioną. Co chwila musiałam przerywać tą czynność, ponieważ cała skóra mnie piekła. Postanowiłam zająć swoje myśli czymś innym, przyjemniejszym. Niestety zastanawiałam się tylko i wyłącznie nad wyglądem mojej twarzy po "zabiegu". Nie chciałam wyobrażać sobie poharatanej twarzy, jednak tylko ten obraz siedział mi w głowie. Chyba będę musiała w najbliższej przyszłości odwiedzić chirurga plastycznego ... Skończyłam przemywanie twarzy. Ilość wytworzonej piany była zastraszająca ... Mam nadzieję, że nie wdało się do rany żadne zakażenie ... Przykleiłam plastry w świeżo zdezynfekowane miejsca i spojrzałam w swoje odbicie. Wyciągnęłam z kosmetyczki szczotkę do włosów oraz do zębów i w miarę doprowadziłam się do przyzwoitości. Włosy zawiązałam w wysokiego kucyka. Teraz, gdy moja twarz była przemyta i pozbawiona zaschniętej krwi, a moje włosy zostały ogarnięte wyglądałam nawet całkiem dobrze. To był sukces.
Wyszłam z łazienki. Przeczesałam wzrokiem kafejkę w poszukiwaniu Dana. Siedział przy najbardziej oddalonym stoliku. Podeszłam do niego i zajęłam miejsce naprzeciw chłopaka.
- Na co masz ochotę? - zapytał spokojnie.
- Nie wiem - odpowiedziałam - Zamów coś ... pożywnego - wzruszyłam ramionami, na znak, że obojętne jest mi co zjem.
- Okay - odpowiedział radośnie. Nie wiem, co go wprowadziło w taki nastrój.
Chłopak przywołał ręką kelnerkę i złożył zamówienie na dwie porcje naleśników z sosem klonowym oraz dwie kawy zbożowe. Serio, Dan? Nie mogłeś się bardziej wysilić?
- No, więc słucham ... - zaczęłam, próbując zachęcić chłopaka do rozmowy.
- Ale co? - zapytał tępo mój towarzysz.
- Dokąd jedziemy? Dlaczego mnie zabrałeś ze szpitala? ... I takie tam ... - odpowiedziałam siląc się na obojętny ton.
- Hm ... Annabel ... Przecież obiecałem ci, że cię znajdę i wyzwolę od tych dilerów ... Nie pamiętasz?
- No, tak ... ale ... - chciałam się kłócić.
- Ann, proszę ... Nie zadawaj mi tylu trudnych pytań przy śniadaniu, dobrze? - przerwał mi chłopak i zaczął jeść przyniesione przed chwilą przez kelnerkę jedzenie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć miśki! Jak widzicie przejściowy rozdział, ale nie martwcie się. Mam nadzieję, że kolejne będą bardziej emocjonujące. Proszę o komentarze, ponieważ to bardzo motywuję, więc ........... Plisss!!! Ludzie, wyraźcie swoją opinię nawet w krytyce.... Buziaki :*