wtorek, 6 maja 2014

Rozdział I, część 1

Cześć, jestem Annabel West. Niewysoka, dziewiętnastoletnia brunetka z wysokimi ambicjami. Mam ciemnobrązowe, falowane włosy, sięgające trochę poniżej ramion. Jestem szczupła, co mi nie przeszkadza. A teraz postawmy sobie pytanie, dlaczego mam wielkie ambicje? Do czego dążę? Pragnę znaleźć się w agencji FBI i zagościć tam na zawsze. Co prawda wolałabym pracować dla Scotland Jardu, ale musiałabym przenieść się do Wielkiej Brytanii, a moje zarobki na to nie pozwalają. Mieszkam w Denver, uczę się i pracuję dorywczo w gazecie "Times". Piszę artykuły o pracy FBI, dlatego właśnie tak bardzo pragnę zostać jedną z agentek. Ta adrenalina, kiedy dostają kolejne zadanie wymagające siły, odwagi, zachowania zimnej krwi i umiejętności. Ta duma, kiedy złapią przestępcę poszukiwanego od lat... Może to tylko dziecięce marzenia, ale będę dążyła do obranego celu... nawet po trupach. Zależy mi na tym i nie ukrywam, że już nie raz próbowałam się wtrącić w sprawy FBI, ale bezskutecznie. Za każdym razem odsyłano mnie z powrotem do redakcji. Tym razem jednak wzięłam sprawy w swoje ręce..., ale najpierw trochę o moim życiu.
Razem z przyjaciółką wynajmuję małe, przytulne mieszkanie. Razem uczyłyśmy się w podstawówce, gimnazjum, a teraz w collage'u. Dziewczyna nazywa się Jasmine Dove, ale w pracy używa imienia Lili. Zajmuje się modelingiem, a jej przełożony uważa, że wygląda jak lilia (to dlatego ją tak "ochrzcił"). Dla mnie to troszeczkę bez sensu, bo to wcale nie jest prawda. Ma długie, proste, sięgające do pasa blond włosy i brzoskwiniową karnację. Na twarzy oczywiście żadnych wytrysków, więc nie korzysta z fluidów, podkładów, pudrów... Lubi jak ludzie podziwiają jej piękny, naturalny kolor skóry. Mimo tego, jak typową blondynką potrafi być, i tak ją kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Zawsze mnie pocieszy, doradzi w sprawach sercowych i rozweseli, kiedy jest mi źle. Ludzie nie rozumieją naszej przyjaźni. Uważają, że jako "dobra" przyjaciółka powinnam łazić za Jasmine krok w krok, wiedzieć co robi o każdej porze dnia czy z kim się umawia. My dajemy sobie wolność. Jasne jest, że czasem ciekawość zżera od środka i po prostu nie da się nie zapytać. Ale zazwyczaj obie cierpliwie czekamy aż ta druga sama się pochwali lub wyżali. Jeżeli naprawdę potrzebuję rozmowy nie boję się o to, czy Jasmine znajdzie dla mnie czas, czy oceni sytuację obiektywnie. Doskonale wiem, że jestem dla niej ważniejsza niż praca i nawet jeśli przeze mnie miałaby wylecieć od razu poświęciłaby mi czas. Jestem też świadoma tego, że jej pracodawca nigdy jej nie zwolni ( a przynajmniej nie z mojego powodu). Uwielbia Jasmine. Jest dla niego niczym perła w morzu nieudaczników. Szczerze mówiąc zazdroszczę jej takiego szefa. Mój nie należy do najprzyjemniejszych, ale nie mogę narzekać. Podoba mi się moja praca. Jestem wścibska, (nic trudnego) szukam taniej sensacji (prościzna) i przede wszystkim przekręcam fakty (w tym jestem mistrzem). Ktoś by pomyślał, że praca idealna, lecz ja upieram się przy swoim marzeniu i nie odpuszczę tak łatwo! Mimo mojego braku doświadczenia w łapaniu przestępców, będę to robiła na własną rękę. Zaliczę testy, dostanę pozwolenie na broń i już nie będę taką niewinną, bezbronną owieczką, za jaką ma mnie większość ludzi z mojego otoczenia. Jestem skłonna poświęcić wszystko! Niezależnie od tego jak słono miałabym tego żałować.
     Któregoś wieczora, gdy wracałam zmęczona po pracy, postanowiłam udać się do domu drogą na skróty. Marzyłam o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku, więc chciałam dotrzeć jak najszybciej. Obrany przeze mnie skrót prowadził przez park. Niestety było wtedy trochę przed północą, więc słoneczny park, pełen bawiących się dzieci zmienił się w przerażający, pełen zbirów. Weszłam w jedną z nieoświetlonych alejek. Potykałam się o własne nogi, bo niewiele widziałam. Księżyc dawał trochę światła, ale było go zdecydowanie za mało jak na tak ciemną noc. Rozglądałam się uważnie wokół siebie, wypatrują nieproszonego towarzysza mojej wędrówki. Widziałam tylko ciemne zarysy drzew, ławek... Wbijając oczy w ciemność, po plecach przechodziły mi ciarki. Mimo ciepłej, letniej nocy miałam gęsią skórkę. Szczelnie opatuliłam się cieniutkim sweterkiem, który miałam na sobie. Zdecydowanie nie powtórzę takiej wyprawy nigdy więcej. Czułam jak serce waliło mi młotem. Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Zamierzałam zawrócić i udać się do domu okrężną, ale oświetloną drogą, gdy usłyszałam krzyk. Stanęłam w miejscu i zaczęłam dalej nasłuchiwać. Wiedziałam, że muszę pomóc. Taka była moja natura, a poza tym, gdybym ja była na miejscu tej dziewczyny (podejrzewam, że był to damski krzyk) też pragnęłabym pomocy. Po chwili przerażającej ciszy usłyszałam ten sam przeciągły krzyk. Ruszałam po omacku w stronę, z której dochodził głos. Szłam między drzewami stawiając ostrożnie stopy, aby nie nadepnąć na jakąś gałązkę, której trzask rozniósłby się po całym parku. Wydawało mi się, że jestem coraz bliżej miejsca zbrodni, bo słyszałam męski głos, który na pewno był wrogo nastawiony do swojej ofiary. Brnęłam dalej, licząc się z tym, że mogę już nigdy więcej nie oglądać tego świata. Co chwilę do moich uszu dochodziły różne dźwięki. Wrogi głos mężczyzny, cichy, wystraszony głos ofiary, która wcześniej krzyczała i odgłos, który brzmiał jak uderzenie. Nie rozumiem jak mężczyzna mógł bić kobietę. Tak samo niedorzeczne wydawały mi się gwałty i zabójstwa. To poniżanie samego siebie. Przyspieszyłam kroku, gdy usłyszałam odgłos odbezpieczanej broni. Wydawało mi się, że idę całą wieczność, że im bardziej się przybliżam do celu on się oddala. Taki paradoks, który wydawał się tak prawdopodobny. W pewnym momencie przede mną zauważyłam olbrzymie krzaki, na szczęście bez kolców. Włożyłam w nie ręce, aby zrobić sobie drogę. Miałam wrażenie, że to właśnie za tym roślinnym murem dzieją się niedobre rzezy. Powoli, po małym kawałeczku przesuwałam się w stronę przestępcy. Krzaki drapały moją twarz, ręce, nogi, ale nie zważałam na to. Wreszcie miałam okazję zabłysnąć przed agentami z FBI. Może gdybym uratowała tą dziewczynę przyjęliby mnie w swoje szeregi? Nie! Nie będę o tym myśleć! Mam uratować ją bezinteresownie... Ale chwila... jak zamierzałam tego dokonać? Bez broni, bez mięśni? Nie miałam żadnych szans! Co ja właściwie wyrabiam?!... W pewnej chwili zauważyłam nikłe światło przedzierające się przez krzaki. Czyli jestem już blisko! Zobaczyłam, że nie jestem już w parku. Byłam w krzakach, ale za nimi rozciągał się magazyn. Zdołałam także usłyszeć fragment rozmowy przeprowadzonej między ofiarą, a jej prześladowcą.
- Pytam się ostatni raz! Gdzie towar? - zapytał wielki, umięśniony mężczyzna. Przez krzaki widziałam co nieco, więc starałam zapamiętać wygląd przestępcy w razie gdybym musiała zeznawać i zrobić portret pamięciowy.
- No,... nie mam. Gliny mi go zabrały - wyjąkała cicho szczupła, lecz wysoka dziewczyna. Wydawało mi się, że ją znam... Chwila, to przecież Jasmine!!!!
- No to musisz oddać za niego kasę. Miałaś zająć się dostarczeniem go do barów i co? I wszystko spieprzyłaś - krzyczał osiłek - Szef będzie zły, ale nie na mnie się wyżyje. Za tydzień przyjedzie tu osobiście. A ty zapłacisz mu pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Jeżeli się nie wywiążesz zabije ciebie i tę twoją przyjaciółkę - mówił chyba o mnie, ale co ja mam z tym wspólnego?! W co Jasmine mnie znowu wplątała?
- Nie mam tyle pieniędzy! - łkała Jas - Błagam, zostawcie w spokoju mnie i Annabel! Ona nie ma z tym nic wspólnego! Zrobię wszystko, tylko zostawcie ją w spokoju!
- Masz tydzień! A szef nie okazuje łaski - warknął facet, po czym uderzył jeszcze kilka razy Jasmine i odjechał.
Gdy byłam pewna, że już nie wróci, podbiegłam do wykończonej Jas, która leżała nieruchomo na ziemi.
- Jas! Jas! Słyszysz mnie? - zaczęłam nią lekko potrząsać - Błagam! Jasmine, ocknij się! - dziewczyna nadal leżała nie wykazując żadnych oznak życia, Jedyne co słyszałam to był jej nierówny oddech , więc wyciągnęłam z kieszeni komórkę i zadzwoniłam po pogotowie. Po piętnastu minutach zjawili się ratownicy, Jasmine straciła dużo krwi, co zaniepokoiło mnie do tego stopnia, że pojechałam z nią do szpitala.

1 komentarz:

  1. oo, FBI. :D moje klimaty.
    dziękuję za komentarz na moim blogu! xx życzę weny i powodzenia w dalszym prowadzeniu strony. :)

    OdpowiedzUsuń